6.02.2016

Rozdział 4

https://www.youtube.com/watch?v=6axlNgarVvo

Dwa tygodnie później

Justin’s pov


Wsunąłem na siebie szarą koszulkę, a potem szarą bluzę i wziąłem kluczyki z szafki, ruszając w stronę wyjścia z sypialni. Nadal byłem w Nowym Jorku i mieszkałem w domu moim i Emily na plaży. Tak, wiem. To był zły pomysł, ale nie chciałem go sprzedawać. Postanowiłem, że trochę w nim pomieszkam, a potem pomyślę. Co do Emily.. Po ostatniej rozmowie nie widziałem się z nią ani razu. Z Chrisem również się pokłóciła i powiedziała mu, że ma się do niej nie zbliżać i że nigdy nam tego nie wybaczy. Całkowicie ją rozumieliśmy, ale mi było cholernie głupio. Z mojego powodu spieprzyła się ich relacja, to nie fair. Chociaż myślę, że z czasem Emily mu wybaczy. Na szczęście udało mi się namówić Carly do tego żeby przyprowadzała mi czasem Jasona bo jeśli chodzi o niego to nie mogłem tak po prostu odpuścić. No a Emily nie mogła mi zabronić widywania się z nim bo nadal mam do niego prawa. Widywałem się z nim co jakieś trzy dni i razem spędzaliśmy całe dnie. Dzisiaj zamierzałem zabrać go do siebie na noc. Niestety Carly była zajęta i sam musiałem po niego pojechać. No trudno, Emily będzie musiała to jakoś przeboleć. W końcu to też mój syn i mam prawo go do siebie zabrać. 


Po upływie 20 minut byłem już na miejscu i wysiadłem z auta. Nie wiedziałem czy jest Rick czy go nie ma i szczerze mówiąc miałem to w dupie. Przyszedłem po swoje dziecko i gówno mu do tego. Podszedłem do drzwi po czym zadzwoniłem dzwonkiem i zrobiłem krok do tyłu, czekając aż ktoś otworzy mi drzwi. Nie minęły dwie minuty, a w progu stanęła Emily, która momentalnie zacisnęła wargi kiedy mnie zobaczyła.

-Przyszedłem po Jasona – mruknąłem, wsuwając dłonie do kieszeni i patrząc na nią.
-Miałeś go wczoraj – skrzyżowała ręce na piersi, unosząc brwi do góry.
-Ale dzisiaj chcę go zabrać do siebie na noc – westchnąłem cicho, wzruszając ramionami, a dziewczyna zaśmiała się sucho.
-Słucham? Nie, nie ma mowy – pokręciła głową.
-A to niby dlaczego? – uniosłem brew do góry, patrząc na nią uważnie.
-Bo nie? Możesz go zabierać sobie na dzień, ale nie na noce. Nie jesteś wystarczająco odpowiedzialny żeby mieć go na noc, jeszcze coś się stanie.
-Nie jestem dzieckiem do cholery i mam prawo go zabrać do siebie więc spakuj go łaskawie albo..
-Albo co? – spojrzała na mnie z ironią i złością na twarzy.
-Albo spotkamy się w sądzie.
-Dupek – burknęła pod nosem, kręcąc głową po czym odwróciła się i weszła do środka, a ja razem z nią. Kiedy dziewczyna poszła na górę, zacząłem się rozglądać po domu. Było nawet okej, ale nie w moim stylu. Zrobiłbym tutaj bardziej nowocześnie i oczywiście kupiłbym o wiele większy dom niż ten, w lepszym miejscu. Emily miałaby wszystko czego zapragnie bo widać, że teraz tak nie jest. No ale ja nie mogę niczego zmienić. Wybrała. Chce być z nim więc nie będę się mieszał. Przynajmniej się postaram.
-Tata! – krzyknął Jason, schodząc powoli ze schodków, a za nim szła Emily. Uśmiechnąłem się, patrząc na chłopca po czym ukucnąłem i kiedy do mnie podbiegł, przytuliłem go mocno do siebie.
-Cześć, maluszku. Jak tam?
-Doooobrze – zachichotał, a ja mu zawtórowałem. Spojrzałem na niego, czując ciepło w sercu. On był jedyną osobą, która teraz mnie tutaj trzymała. Gdyby nie on, już dawno bym stąd wyjechał i spróbował ułożyć sobie życie gdzie indziej. Jednak nie mogę. Chcę opiekować się swoim synkiem. On mnie potrzebuje, wiem to.
-Mam dla ciebie niespodziankę. Pojedziemy teraz na lody i na plac zabaw, a potem odebrać wspaniałych gości i będziesz spał dzisiaj u taty. Podoba ci się? – uniosłem brew do góry, a kiedy chłopiec pokiwał szybko głową z szerokim uśmiechem, zaśmiałem się cicho. Był taki uroczy. Podniosłem się i spojrzałem na Emily, która zaciskała swoje usta.
-Jeśli chcesz go zapoznać z jakąś swoją nową..
-Spokojnie, zapoznam go z jakąś swoją nową kiedy przestanę cię kochać i kogoś sobie znajdę, a teraz chcę żeby moi rodzice i mój brat spędzili z nim trochę czasu więc nie bądź taka zazdrosna – powiedziałem z nutką rozbawienia w głosie, a Emily wciągnęła głośno powietrze, mrużąc na mnie oczy.
-Tutaj masz rzeczy dla Jasona, dbaj o niego i dzwoń jakby coś było nie tak i lepiej mnie nie denerwuj – powiedziała sucho, ale ja miałem zbyt dobry humor żeby się tym przejmować. Zawsze miałem dobry humor kiedy nadchodził dzień spędzania czasu z Jasonem, a teraz mogłem mieć go na dłużej co tylko sprawiało, że byłem naprawdę szczęśliwy. Wziąłem torbę z rzeczami od Emily i chwyciłem rączkę chłopczyka.
-Chodźmy bo mamusia ma swoje dni i zaraz mnie zabije – mrugnąłem do Jasona, a dziewczyna zrobiła minę typu skąd-wiesz-że-mam-okres. Miałem ochotę zaśmiać się do siebie bo znałem ją nadal jak nikt inny, mimo że tyle czasu minęło. Ona tak naprawdę się nie zmieniała. I wiedziałem, że nawet kiedy trochę pożartuję to i tak niczego nie zmieni. Wiedziałem to bo nadal patrzyła na mnie ze złością, ale myślę, że już trochę jej przeszło, przynajmniej taką mam nadzieję. Jeśli nie możemy być razem, chciałbym mieć z nią w miarę dobre relacje. To by wiele dla mnie znaczyło.
-Pa mamo – powiedział Jason z uśmiechem, a Emily nachyliła się, przytulając go i szepcząc mu coś do ucha po czym się wyprostowała, a my wyszliśmy z domu, kierując się do mojego samochodu.

***


Odwiozłem rano Jasona do przedszkola, a potem musiałem jechać do Thomasa żeby z nim porozmawiać. Odkąd wróciłem jakoś nie miałem nawet chwili żeby z nim pogadać bo cały czas pracował. Zatrudnił się gdzie indziej i już więcej nie będzie dla mnie pracował, ale nie miałem mu tego za złe. Byłem z niego dumny i byłem wdzięczny za wszystko co dla mnie zrobił. Cieszyłem się, że po tym wszystkim nadal jest moim przyjacielem bo znał mnie praktycznie jak nikt inny.


Była już 11:34. Czyli spóźniłem się już cztery minuty na spotkanie z mamą. Umówiliśmy się z jednej z kawiarni w mieście żeby ze sobą porozmawiać jeszcze przed ich wyjazdem. Opowiedziałem im wszystko dokładnie, nie chciałem ich okłamywać. Zdziwiło mnie to, że mnie zrozumieli i nie wyjechali od razu po tym jak usłyszeli gdzie byłem ostatnie trzy lata. Byli dla mnie naprawdę wyrozumiali. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem od razu w stronę kawiarni, a kiedy tam wszedłem i zobaczyłem siedzącą mamę przy stoliku, uśmiechnąłem się podchodząc do niej i witając się z nią.


Rozmowa przebiegała przyjemnie i spokojnie. Tęskniłem za mamą naprawdę bardzo mocno. I źle czułem się z tym, że ją okłamałem, ale cieszyłem się, że mi wybaczyła. Jest naprawdę cudowną osobą. Mama właśnie opowiadała mi o wakacjach na jakiejś plaży, kiedy do kawiarni weszła..Emily? Cholera jasna. Zlustrowałem ją wzrokiem i momentalnie poczułem jak robi mi się sucho w gardle. Wyglądała tak seksownie.. Miała na sobie obcisłą białą bokserkę oraz czarną i obcisłą spódniczkę do ud, a na stopach czarne szpilki. Włosy miała rozpuszczone, a lekko pofalowane i do tego te czerwone usta.. Wpatrywałem się w nią, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Wyglądała tak dojrzale i tak idealnie. I nie była kurwa moja. Mama spojrzała w tym samym kierunku co ja po czym westchnęła, patrząc na mnie ze współczuciem. Emily natomiast usiadła po drugiej stronie pomieszczenia przy stoliku, najprawdopodobniej mnie nie widząc. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Już zapomniałem jak potrafiła podniecić mnie samym wyglądem..

Dingding.
Do kawiarni znowu ktoś wszedł, ale nie zwróciłem na to uwagi, nie przestając patrzeć na Emily. Jednak kiedy zobaczyłem osobę, siadającą obok niej, zacisnąłem wargi, czując złość i zazdrość.

Emily’s pov


W końcu mogę iść na przerwę. 

Przysięgam, że dzisiaj nie dawałam rady. Lubiłam swoją pracę, ale czasami było tyle roboty, że tylko marzyłam o położeniu się do łóżka. Poszłam oczywiście do swojej ulubionej kawiarni przy banku i usiadłam przy stoliku, przy którym zawsze siadam. Lubiłam tutaj przychodzić. Lubiłam tutaj odpoczywać od wszystkiego wokół. Tylko tutaj miałam tak naprawdę chwilę spokoju. No, ale niestety nie dziś..
-Hej, mała – usłyszałam znajomy głos i miałam ochotę jęknąć z irytacją, ale zamiast tego spojrzałam na chłopaka, który usiadł obok mnie i wymusiłam uśmiech.
-Hej, co tu robisz? – spytałam, unosząc brew.
-Przyszedłem cię odwiedzić, to źle?
-Nie, no co ty – zaśmiałam się cicho, wzruszając ramionami. Tak, źle. Kelner w tym samym momencie przyniósł moje zamówienie. Ja już nawet nie składam zamówień bo pracownicy tej kawiarni przyzwyczaili się do tego co zawsze biorę. Kawa i kawałek ciasta. Kiedy znów zostaliśmy z Rickiem sami, spojrzałam na niego, marszcząc brwi.
-A ty nie masz dzisiaj pracy?
-Mam, ale mogę się tym zająć później.. – uśmiechnął się do mnie, co na siłę odwzajemniłam i zaczęłam pić swoją kawę, a potem pogrążyliśmy się w rozmowie tak naprawdę o niczym. Czyli jak zawsze. Chciałam żeby sobie poszedł i dał mi odpocząć, ale nie spełniło się to. Został do końca mojej przerwy, jak na złość.
Wstałam od stolika, a Rick zrobił to samo, uśmiechając się do mnie. Naprawdę irytował mnie tym ciągłym szczerzeniem się w moją stronę. To znaczy, byliśmy razem i tak dalej, ale nie miałam dzisiaj humoru i wszystko mnie wkurzało, a on szczególnie.
-Muszę już iść, mam dużo pracy – powiedziałam, wzdychając cicho, a chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem po czym złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie i łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Co do kurwy? Zmarszczyłam brwi w zdezorientowaniu, ale odwzajemniłam pocałunek, nie chcąc go zdenerwować i robić scen w miejscu publicznym. Chłopak jednak nie przystał na samym pocałunku i położył jedną dłoń na moim pośladku, ściskając go delikatnie.
-Rick – warknęłam cicho w jego usta, a on tylko zaśmiał się cicho, wzruszając ramionami – Przestań do cholery, jesteśmy w kawiarni – powiedziałam cicho, patrząc na niego z irytacją w oczach. Westchnęłam, odsuwając się i wyszłam z kawiarni, ukrywając złość. Jak on do cholery mógł się tak zachować w pieprzonej kawiarni? 

Justin’s pov


Podczas rozmowy z mamą, co chwile obserwowałem Emily i Ricka. Ona nadal mnie nie widziała, ale myślę, że za to Rick zauważył mnie od razu. Bolał mnie ten widok. Emily wyglądała na naprawdę szczęśliwą z nim. Miałem ochotę wstać i mu przyjebać kiedy zaczął ją obmacywać i całować.. Ale nie mogłem, ona nie przerywała i nie wyglądała jakby jej to przeszkadzało. I to było w tym wszystkim najgorsze. Kochała go, nie mnie.

Kiedy po kilku chwilach mama wyszła z kawiarni, wcześniej się ze mną żegnając, zapłaciłem za rachunek i wyszedłem na zewnątrz. Odetchnąłem, czując świeże powietrze i ruszyłem w stronę parkingu, a kiedy zobaczyłem tam stojącego i opartego o swoje auto Ricka, zacisnąłem szczękę. Co on tu jeszcze robił? Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się głupio, bawiąc się kluczykami.
-Cześć, stary przyjacielu. Kupę lat! – zaśmiał się, na co przewróciłem tylko oczami, stając naprzeciwko niego.
-Czego chcesz?
-Niczego. Po prostu zastanawiam się jak tam ci się żyje samemu, hm? – uniósł brwi do góry, a ja westchnąłem pod nosem.
-Żałosny jesteś. Jesteś zwykłym debilem, Rick – przewróciłem oczami, krzyżując ręce na piersi.
-Może i tak, ale to moje imię jęczy Emily codziennie wieczorem, a nie twoje – mrugnął w moją stronę z głupim uśmiechem, a złość we mnie dosłownie się zagotowała. 
-Gówno prawda, Emily nigdy by ci się nie oddała – splunąłem, patrząc na niego ze złością.
-Czyżby? Rozkłada nogi na pierwsze zawołanie – zaśmiał się, wzruszając ramionami, a ja po prostu wybuchłem. Zacisnąłem szczękę i od razu rzuciłem się na niego z pięściami, bluźniąc pod nosem. Nie pozwolę temu chujowi mówić tak o Emily, nigdy w życiu. Po chwili okładania go pięściami, Rick zdobył nade mną przewagę i zaczął mnie bić i kopać z całej siły. Nie miałem nawet chwili żeby mu oddać. Zadawał mi coraz mocniejsze ciosy, a ja po prostu po dłuższej chwili się poddałem, czując jak całe ciało zaczyna mnie boleć.
-Nigdy więcej mnie nie dotykaj bo naprawdę pożałujesz – wysyczał, odpychając mnie po czym wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon.

Złapałem się za brzuch i jęknąłem, czując cholerny ból. Chyba pierwszy raz w życiu pozwoliłem komuś siebie tak pobić. I to tylko dlatego, że w mojej głowie była tylko Emily. Pokręciłem głową i wyplułem krew wraz ze śliną, ruszyłem powoli, decydując się, że nie wsiądę za kierownicę bo nie dam rady skupić się na prowadzeniu. Wypuściłem powietrze ustami, będąc wykończony i słaby i idąc powolnym krokiem w stronę miasta.

Po kilku minutach drzwi od banku trzasnęły, a na ulicę wybiegła Emily, rozszerzając swoje oczy.
-Justin, co ci się stało? – pisnęła, patrząc na mnie wystraszona.
-Nic mi nie jest, spokojnie – uśmiechnąłem się w jej stronę najszczerzej jak potrafiłem i wzruszyłem ramionami. Nie chciałem żeby widziała mnie w takim stanie. Nie chciałem żeby znów musiała się o mnie martwić.
-Właśnie widzę. Kto ci to zrobił? – westchnęła głośno.
-A nieważne. Muszę już iść, na razie – wymamrotałem, ruszając powoli, ale ręka dziewczyny mnie zatrzymała. Odwróciłem się i spojrzałem na nią, unosząc pytająco brwi.
-Nigdzie nie idziesz. Przecież wyglądasz okropnie i słabo, nie możesz tak iść przez miasto. Opatrzę cię.
-Emily, nie musisz tego robić..
-Idziemy.
Weszliśmy z Emily do banku, w którym jak się dowiedziałem pracowała i poszliśmy na zaplecze gdzie był pokój dla pracowników. Rozejrzałem się, a dostrzegając brązową kanapę, usiadłem na niej. Spojrzałem na Emily, która weszła do jakiegoś pomieszczenia, które było chyba łazienką. Oblizałem swoje obolałe wargi i westchnąłem cicho, przymykając na chwilę powieki. Po krótkim czasie Emily wróciła do pokoju, a w rękach trzymała apteczkę. Podeszła do mnie i położyła apteczkę na stoliku po czym wyjęła z niej jakieś tabletki, a potem wlała wodę z butelki do szklanki i włożyła tam tabletkę.
-Masz, to pomoże ci trochę z bólem – mruknęła, podając mi szklankę, którą od razu od niej wziąłem, dziękując cichym głosem. Wypiłem całą zawartość szklanki i odłożyłem ją na stolik.
-Jesteś cały w krwi, Justin – powiedziała, kręcąc zrezygnowana głową.
-To nic takiego, nie przejmuj się – wymamrotałem, uśmiechając się słabo, a ona tylko przewróciła oczami. Wyjęła jakieś waciki i wodę utlenioną z apteczki. Kiedy wszystko sobie naszykowała, podeszła bliżej mnie, nachylając się i przykładając wacik do mojej twarzy po czym zaczęła ją oczyszczać z krwi.
-Dlaczego to robisz? – zapytałem po chwili i spojrzałem na nią uważnie. Emily lekko się speszyła, nie odpowiadając przez moment, ale potem na mnie spojrzała, wzruszając ramionami.
-Jesteś ojcem mojego dziecka, a po za tym może i jestem na ciebie wściekła i jesteś dupkiem, ale nie mogłam cię tak zostawić.
-No tak, to ma sens – zaśmiałem się słabo, a na ustach Emily pojawił się cień uśmiechu. Tak cholernie za nią tęskniłem. Brakowało mi jej uśmiechu, spojrzeń, żartowania sobie ze mnie. Brakowało mi wszystkiego. A myśl, że to już nigdy nie wróci zabijała mnie od środka.
-Co robiłeś w tych okolicach? – zapytała po chwili, odsuwając się i odkładając wacik, a potem sięgnęła po następny i po wodę utlenioną.
-Spotkałem się z mamą na mieście przed jej wyjazdem. A co? Myślałaś, że za tobą chodzę? – uniosłem brwi, a dziewczyna spojrzała na mnie, wzruszając ramionami – Nie, spokojnie. Nawet nie wiedziałem, że tutaj pracujesz.
-Chris ci nie powiedział?
-Chris nie mówił mi praktycznie nic o tobie – westchnąłem, a Emily pokiwała głową, podchodząc ponownie bliżej mnie i nachyliła się nade mną, przykładając wacik do rany na mojej wardze. Przełknąłem ślinę, czując jej słodki zapach i mając praktycznie przed samymi oczami jej dekolt. Kurwa mać. Musiałem przymknąć oczy żeby nie wybuchnąć i nie rzucić się na nią bo przysięgam, że jeszcze moment i bym to zrobił.
-To był Rick, prawda? – usłyszałem głos Emily i uchyliłem powieki, spoglądając na nią, ale nic nie odpowiedziałem, zastanawiając się jakim cudem się domyśliła – Tak myślałam – westchnęła, kręcąc głową, a ja zmarszczyłem brwi.
-Emily, spałaś z nim? – zapytałem, nie mogąc się powstrzymać.
-Kiedy ostatni raz sprawdzałam nie byłeś moim chłopakiem więc nie rozumiem tego pytania. Nie twój interes z kim śpię, a z kim nie – wymamrotała od razu, oczyszczając powoli i ostrożnie moją ranę, ale w ogóle na mnie nie patrząc.
-Wiem, ale pytam po prostu bo rozmawiałem z Rickiem..
-Nie, nie spałam z nim.
-Nigdy? Bo on pieprzył o tobie różne gówna i..
-Boli cię głowa, tak? – mruknęła szybko i zacisnęła swoje wargi, ignorując kompletnie moje słowa, przez co westchnąłem cicho, ale postanowiłem odpuścić.
Emily nalała na wacik trochę więcej wody utlenionej i przyłożyła go ponownie do mojej rany, a ja uniosłem wzrok na jej twarz. Spojrzałem na jej piękne oczy, idealną cerę, pulchne usta i.. co to kurwa było? Moim oczom od razu rzucił się mały siniak na policzku dziewczyny. Zmarszczyłem brwi, przyglądając się mu po czym zacisnąłem wargi.
-Takie dobry ciosy ma też na tobie? – rzuciłem od razu i spojrzałem w jej oczy, a dziewczyna uchyliła delikatnie swoje wargi i po chwili zaśmiała się krótko.
-Nie, co ci strzeliło do głowy?
-A co to jest? – spytałem, dotykając delikatnie jej siniaka, a dziewczyna oblizała delikatnie wargi, przewracając oczami.
-Uderzyłam się prostownicą ostatnio – wzruszyła ramionami.
-Przysięgasz, że mnie teraz nie okłamujesz? – wymamrotałem, czując niepewność.
-Nie kłamię, Justin. Rick nigdy w życiu by mnie nie uderzył – westchnęła dziewczyna, patrząc na mnie uważnie, a ja po chwili pokiwałem powoli głową, starając się uwierzyć w jej słowa. Może po prostu sam sobie wmawiam takie rzeczy żeby udowodnić, że ona nie jest z nim szczęśliwa? Tak, to jest bardzo możliwe.
-No dobrze – szepnąłem, patrząc w jej oczy i poczułem jak serce zaczyna mi szybciej bić. Emily uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę, również nie odwracając ode mnie wzroku, a kiedy spojrzałem na jej usta, po prostu nie mogłem się powstrzymać. Przysunąłem się bliżej i przycisnąłem swoje usta do jej. Kurwa, tak. Ten sam smak. Tęskniłem za tym. Emily przez pierwszą chwilę się zawahała, bardzo delikatnie odwzajemniając pocałunek, ale również bardzo szybko się odsunęła, prostując się i odchrząknęła. Kurwa, idioto. Westchnąłem cicho, patrząc na nią i chcąc coś powiedzieć, ale nie zdążyłem, ponieważ ona była pierwsza.
-Myślę, że powinieneś już pójść – powiedziała, odwracając głowę w drugą stronę, a ja westchnąłem zrezygnowany i pokiwałem głową, podnosząc się. Spojrzałem na nią ostatni raz po czym poszedłem wolnym krokiem do wyjścia, czując się zawiedziony jak cholera.
A czego ja się kurwa spodziewałem?

***

"Jeszcze wczoraj byłeś mój
teraz nie mam pojęcia kim jesteś
To tak jakbyś był zamaskowany

Ale dobrze jest cię znów tutaj zobaczyć
Nie chcę się żegnać
Ale jest już w pół do jedenastej
i muszę złapać mój autobus  

Pamiętam kiedy rozmawialiśmy całymi nocami
Ale czas nie jest dla nas łaskawy, jak może umrzeć miłość?"

-----------------------------------------


Hej wszystkim w sobotni poranek! :)

Chyba pierwszy raz dodaje rozdział tak wcześnie, ale rozchorowałam się i nie śpię od 4 i nie mam co robić więc dodaje.

Co do rozdziału.. nie wiem, moim zdaniem nie jest najlepszy, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. I jak myślicie, Emily mówiła prawdę, że uderzyła się prostownicą? Co sądzicie o zachowaniu Ricka? O Justinie? O ich pocałunku? Piszcie!!!

I mam jeszcze WAŻNĄ sprawę. Widzę tutaj mało osób, komentujących rozdziały. Prosiliście żebym zostawiła ff tutaj to zostawiłam, ale nie widzę w tym sensu chyba. Jeśli mają dwie osoby komentować to lepiej zostawić to po prostu tylko na wattpadzie. Jeszcze nad tym pomyślę, ale myślę, że nie ma sensu dłużej pisać na blogu. 

Do następnego :)

6 komentarzy:

  1. Boski. :* Czekam na next.
    Zostaw go tutaj też, bo ja nie bd później dała radę czytać. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, jestem bardzo ciekawa co się dzieje się z Rickiem. Swoją droga to nie lubię go heheh mam nadzieje ze Emily jak najszybciej go zostawi. Z niecierpliwością czekam na nn. Pozdrawiam i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju mega, że dodałaś tak długi rodział *-* I oczywiście jak zawsze jest genialny :3 Coś mi się wydaję, że to nie była prostownica...A Ricka za to co zrobił Justinowi zabiłabym na miejscu :/ Tylko szkoda, że Emily nie odwzajemniła pocałunku, a założe się, że chciała :c Czekam na następny ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. rick frajer!
    zostaw tutaj, pliska :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu zostaw tutaj proszeeeee nie lubię tam czytać

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny jak zwykle !! 💜💜

    OdpowiedzUsuń