Rok później
Emily’s pov
To dzisiaj.
Dzisiaj jest rocznica naszego ślubu. Uśmiechnęłam się słabo, patrząc na zdjęcie ślubne, które trzymałam w dłoni. Uśmiechnięci, zakochani, szczęśliwi.. Byliśmy tacy. Ale to się skończyło. Muszę w końcu przestać oglądać jego zdjęcia kiedy jest jakaś rocznica albo jego urodziny czy cokolwiek. Zawsze znajdę powód żeby to robić. Tęsknie za nim. Nie chcę tęsknić, ale tak jest. To już rok od naszego rozstania i powinnam się już przyzwyczaić do tego, że go nie ma, ale prawda jest taka, że ciągle myślę o tym co by było gdyby. Nie da się tak po prostu zapomnieć. Ja nie umiem. Zawsze będę o nim pamiętać. W końcu to miłość mojego życia i jestem pewna, że drugi raz się taka nie zdarzy.
Tęsknie za nim i kocham go nadal. Mimo wszystkich świństw, które mi zrobił. Mimo tego jak bardzo mnie zniszczył. Nadal go kocham. Ale nauczyłam się z tym sobie radzić. Wiem, że tak już będzie zawsze, a ja nie mogę się temu poddać. Nie mogę do niego wrócić, nieważne jak bardzo będę cierpieć bo z nim cierpiałam o wiele bardziej. To smutne, ale prawdziwe.
Nie widziałam Justina od miesięcy. Nie wrócił do Nowego Jorku. Został w Kanadzie z rodzicami i z tego co wiem to kompletnie stoczył się na dno. Tak mówił Thomas. Pojechał do niego razem z Kelsey żeby go z tego wyciągnąć i nic więcej nie wiem bo musiałam z nimi zerwać kontakt. Nie chciałam ciągle żyć jego życiem. To nie tak, że nie bolało mnie to, że Justin znowu wciągnął się w alkohol i narkotyki, ja po prostu nie mogłam od razu do niego polecieć. To był koniec. Ja się z tym pogodziłam i on też musiał. Wierzyłam w to, że sobie poradzi, że będzie silny i w końcu szczęśliwy. Chce tego dla niego. Nie jestem już zła za to co zrobił, jestem po prostu zraniona.
Justin na początku przyjeżdżał do Jasona, oczywiście trzeźwy. Praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy bo mieszkałam wtedy u Carly i ona wszystko załatwiała. Dziecinne? Cóż, może, ale sam dźwięk jego głosu cholernie dużo mnie kosztował. Potem powiedziałam Jasonowi, że Justin musi pracować w Kanadzie, ponieważ wiedziałam, że będzie pojawiał się tu coraz rzadziej. Dzwonił do niego, ale nie było go tutaj od miesięcy. Jason za nim tęsknił. Charlotte też by tęskniła. Gdyby tylko go znała.
Tak, mam córkę. Mamy. Ale Justin o tym nie wie. Przyjeżdżał na początku ciąży, a ja po prostu nie chciałam mu o tym powiedzieć i tak zostało. Może powinnam, a może nie, ale chciałam dbać o dobro moich dzieci. I tak miał szczęście, że nie posłuchałam Carly i nie odebrałam mu praw do Jasona.
Pokręciłam do siebie głową, zaciskając wargi i wstając z łóżka. Musiałam przestać. Przecież to jest koniec. Nie mogę tak żyć cały czas. Trzeba ruszyć do przodu.
Spojrzałam ostatni raz na zdjęcie, przedstawiające szczęśliwą i zakochaną parę, która miała przeżyć razem całe życie, tak sobie obiecywali, ale to „całe życie” szybko się skończyło. Czując piekące mnie oczy, wzięłam głęboki wdech, powstrzymując łzy po czym rozdarłam zdjęcie na pół, a potem na mniejsze kawałki.
To jest koniec.
Justin’s pov
Prawie zapomniałem jak piękny jest Nowy Jork. Te zaludnione ulice, światła, wysokie budynki.. Kiedyś to była moja codzienność, a teraz czuję się jakbym był tu pierwszy raz. Kanada jest zupełnie inna. Nie jest tak zaludniona jak Nowy Jork, a już szczególnie Stratford. Czasem brakuje mi tego zamieszania na ulicach.
Westchnąłem do siebie, podziwiając widoki za oknem, jadąc w samochodzie razem z Thomasem w stronę jego mieszkania. Przyjechałem tutaj żeby spotkać się z Jasonem. Cholernie stęskniłem się za tym małym brzdącem, ale nie mogłem go wcześniej odwiedzać. To bardzo źle na mnie działało. Zawsze po tym ćpałem. I nie, nie z powodu Jasona, ale z powodu Emily. Widząc ją, wszystko wracało. Za każdym razem kiedy czułem się na siłach żeby tam pojechać, wracałem zachlany albo zaćpany. I tak w kółko. Musiałem przestać. Gdyby nie rodzice i Thomas, nadal byłbym w tym stanie, o ile jeszcze bym był. Naprawdę się wtedy staczałem i wiedziałem, że potrzebowałem pomocy, ale nie potrafiłem jej przyjąć. Nie potrafiłem poradzić sobie z tym, że jej już przy mnie nie ma, że odeszła. Odeszła na zawsze.
Od trzech miesięcy nie biorę ani nie piję. Byłem na odwyku. Rodzice byli przy mnie cały czas. Jestem im za to wdzięczny, nie poradziłbym sobie bez nich. Thomas przyjeżdżał tak często jak mógł, aż w końcu został tam na dwa miesiące. Czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie? Przecież wszyscy wiedzą co zrobiłem. Powinni mnie nienawidzić. Tak samo jak ja nienawidzę siebie. Ale oni mnie kochali i wspierali przez cały czas. Oprócz nich, przychodziła do mnie też Caitlin. Tak, ta sama Caitlin, która próbowała spieprzyć mój związek z Emily i ta sama, która była kiedyś moją bardzo dobrą przyjaciółką. I właściwie to chyba nadal jest. Przychodziła do mnie, rozmawiała ze mną, ale nie próbowała ani razu mnie poderwać. Nie ma nikogo i nie wiem czy przeszło jej już wszystko co do mnie czuła, ale naprawdę się zmieniła od ostatniego czasu kiedy ją widziałem. Naprawdę potrzebowałem takich osób jak oni w moim życiu. Nie dałbym rady gdybym ich nie miał.
-Jesteś pewny, że chcesz to zrobić? – z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego przyjaciela więc spojrzałem na niego od razu i pokiwałem powoli, niepewnie swoją głową.
-Muszę się zobaczyć z moim synkiem, Thomas. Wyleczyłem się, nie skończy się to tak jak zawsze – zapewniłem go, przełykając cicho ślinę. Dzisiaj jest ta pieprzona rocznica. Wspomnienia zaczęły przebiegać przez moją głowę, ale starałem się to zignorować. Liczył się Jason i tylko on.
-Emily teraz mieszka sama z tego co wiem, więc przygotuj się na to, że to ona Ci otworzy, a nie Carly.
-Dobrze do cholery, nie jestem dzieckiem – warknąłem, będąc już zirytowany. Okej, rozumiem, że wszyscy się o mnie troszczyli, ale bez przesady. Nie mam 15 lat, tylko 22.
Thomas już się nie odezwał, prawdopodobnie nie chcąc mnie denerwować bardziej. Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. Każdy pochłonięty własnymi myślami. Bałem się, bałem się jak cholera. Miałem zobaczyć mojego synka, którego nie widziałem od miesięcy i miłość mojego życia – kobietę, której nigdy nie przestałem i nie przestanę kochać.
Nie mam pojęcia jak długo jechaliśmy, ale samochód w końcu zatrzymał się na parkingu przed dużym wieżowcem. Wow, spodziewałem się jakiegoś domku czy coś. Zagryzłem dolną wargę, przesuwając wzrokiem po oknach w budynku, zastanawiając się, które należą do Emily. Nie wiem ile tak siedziałem, gapiąc się na budynek, ale stawiam, że długo bo Thomas odchrząknął, patrząc na mnie z uniesionymi brwiami.
-Mieszkanie numer 17.
-Jasne, dzięki – mruknąłem, patrząc przed siebie i wziąłem głęboki wdech, otwierając drzwi i wysiadłem z auta, ruszając powoli do wejścia do bloku.
Przez kilka minut w ciągu których jechałem windą na górę, próbowałem się uspokoić, co w ogóle mi się nie udawało. Im bliżej byłem, tym bardziej byłem zestresowany. Nie wiedziałem nawet co mam powiedzieć. Co zrobię jeśli jej nie będzie? Co jeśli otworzy mi Chris? Pewnie od razu mnie zabiję i wcale mu się nie dziwie. Nie widzieliśmy się od ponad roku, nie miał jeszcze okazji żeby mi przywalić. Co jeśli otworzy mi Jason? Co mu powiem? Nie mam pojęcia, ale chcę odzyskać swojego synka i jego zaufanie. Tym razem go nie zostawię. Nigdy więcej. Wróciłem zdrowy i czysty i zamierzam się nim zająć.
Ding ding.
Winda się zatrzymała na odpowiednim piętrze, a ja zmusiłem się do wyjścia z niej. Rozejrzałem się po korytarzu, aż w końcu mój wzrok zatrzymał się na drzwiach, na których był numerek 17. Za tymi drzwiami są dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Nie mogę uwierzyć, że znowu ich zobaczę. Bałem się, ale chciałem tego. Chciałem zobaczyć Emily. Chciałem wiedzieć, że u niej wszystko w porządku, że jakoś się trzyma. Mam nadzieję, że jest szczęśliwa bo wiem, że ze mną by nie była. Zniszczyłem ją i byłem tego świadomy.
Odrzuciłem wszystkie złe myśli, nie chcąc się złamać właśnie teraz i powolnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi. Wziąłem głęboki wdech kiedy przed nimi stanąłem i zapukałem cicho kilka razy, robiąc po tym krok do tyłu. Serce biło mi jak oszalałe. Czułem się jakby minęła wieczność zanim drzwi powoli się otworzyły. Uniosłem wzrok, a to co zobaczyłem kompletnie zbiło mnie z tropu. Przede mną stała Emily. Tego się spodziewałem, ale nie tego, że będzie trzymać na rękach małą dziewczynkę.. Uchyliłem usta, odwracając wzrok na dziewczynkę i zacząłem się jej przyglądać, czując jak mój oddech się przyśpiesza. Co to miało znaczyć? To jest jej dziecko? A może Carly? Może po prostu zajmuje się dzieckiem Carly.. A co jeśli to jej dziecko? Ale jeśli jej to.. albo kogoś ma albo.. nie, to niemożliwe.
-Justin – mruknęła w końcu Emily i odchrząknęła cicho, patrząc na mnie w szoku – Co tu robisz?
-Przyszedłem.. – mruknąłem, cały czas patrząc się na dziewczynkę, która również na mnie spojrzała i przysięgam, że w jej oczach zobaczyłem swoje. Może jestem chory, ale naprawdę widzę w nich swoje spojrzenie – Co to za dziecko, Emily?
Uniosłem wzrok na dziewczynę i dopiero teraz zauważyłem jak pięknie wygląda. Jej włosy były pofalowane, miała lekki makijaż i czarną sukienkę. Wyglądała jakby miała właśnie wychodzić. Wyglądała przepięknie. Zawsze tak wygląda. Patrzyła na mnie ze strachem, tęsknotą i smutkiem w oczach, a ja miałem ochotę ją objąć i pocałować. Tak cholernie bardzo ją kochałem. Poczułem to w całym swoim ciele. Każda moja część była wypełniona miłością do tej kobiety.
-To jest Charlotte – mruknęła cicho, spuszczając wzrok na dziewczynkę i wzięła głęboki wdech, a ja zmarszczyłem brwi, robiąc krok do przodu.
-Czy to jest.. – urwałem, nie chcąc kończyć, a dziewczyna uniosła na mnie spojrzenie, w którym miałem odpowiedź. Tak. To była nasza córka. Ale dlaczego do kurwy niczego nie widziałem? Ona miała już dobre kilka miesięcy, a ja nie wiedziałem o jej istnieniu? Dlaczego?
-Wiem o czym myślisz – westchnęła dziewczyna, wzruszając ramionami i zrobiła krok do tyłu, przez co wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi – Nie mogłam Ci powiedzieć i sam dobrze wiesz dlaczego. Może powinnam, ale czułam, że tak będzie dla niej lepiej. Nie sądziłam, że jeszcze Cię zobaczę.
-Sądziłaś, że prędzej spotkamy się na moim pogrzebie, co? I dlatego nie powiedziałaś mi o dziecku? – warknąłem zdenerwowany, na co dziewczyna uniosła brwi do góry i prychnęła.
-Jak sobie chcesz. Jason jest u siebie i ogląda bajki więc jeśli do niego przyjechałeś to możesz do niego iść, ale tylko na chwilę. Lepiej przychodź w dzień.
-Jak sobie chcesz – burknąłem, naśladując ją i zacisnąłem wargi po czym spojrzałem na Charlotte i przełknąłem cicho ślinę – Mógłbym..
-Tak. W końcu to Twoja córka – mruknęła cicho, nie patrząc na mnie i podała mi dziewczynkę, a ja chwyciłem ją bezpiecznie i uśmiechnąłem się mimowolnie, patrząc na nią. Była piękna. Jak jej mamusia. Po dłuższym przyglądaniu się jej stwierdziłem, że była idealnym połączeniem nas. Zawsze chciałem mieć córkę i nie wierzę, że w końcu ją mam. Żałuję, że tak późno się o niej dowiedziałem, ale jestem szczęśliwy, że w ogóle. Mam dwójkę dzieci. Cholera. Nie potrafiłem oderwać wzroku od Charlotte i nie reagowałem nawet na trzask drzwi. Dopiero znajomy głos, wyrwał mnie z podziwiania mojej córeczki.
-Tato? Co tutaj robisz? Wróciłeś z pracy? – wymamrotał Jason, a ja poczułem mocne ukłucie w sercu kiedy na niego spojrzałem. Jak on urósł. Cholernie za nim tęskniłem.
-Można tak powiedzieć.. Przyjechałem Cię odwiedzić.
-Nas. Teraz jest nas dwoje – zachichotał, podbiegając do mnie i przytulił się do moich nóg, na co uśmiechnąłem się słabo, kucając i jedną ręką objąłem chłopca, wtulając się w niego.
-Bardzo za tobą tęskniłem – szepnąłem do jego ucha i przełknąłem z trudem ślinę, czując łzy w oczach, ale szybko je powstrzymałem, nie chcąc żeby ktokolwiek zobaczył jak słaby jestem i jak bardzo nadal cierpię.
Po kilkunastu minutach rozmowy z Jasonem, chłopiec zaprowadził mnie do pokoju Charlotte gdzie położyłem dziewczynkę do łóżeczka, ponieważ zasnęła. Uśmiechnąłem się słabo, patrząc na nią i przykryłem ją kołderką, a Jason westchnął cicho, stojąc obok mnie. Byłem szczęśliwy, że nie był na mnie zły. Ja na jego miejscu bym był i to cholernie. Ale Jason nie jest taki jak ja. Na szczęście.
Kiedy wyszliśmy z pokoju dziewczynki, Emily kazała iść Jasonowi się myć więc się z nim pożegnałem po czym ruszyłem do przedpokoju. Dopiero wtedy zobaczyłem, siedzącą na kanapie Carly. Patrzyła na mnie z nienawiścią i złością w oczach, na co przewróciłem oczami. Ta dziwka już zawsze będzie mnie wkurwiać.
Poprawiłem swoją kurtkę, a Emily słysząc dzwonek do drzwi, podeszła do nich i otworzyła je, wpuszczając do środka młodego mężczyznę. Zmarszczyłem brwi, przyglądając się mu. Miałem wrażenie, że już go gdzieś widziałem. I byłem tego pewny kiedy chłopak na mnie spojrzał. Od razu mnie poznał. Jeszcze nie wiem skąd się znamy, ale znamy się na pewno.
-Hej, Emily. Gotowa? – mruknął, odwracając na nią wzrok i posłał jej słodki uśmiech, całując jej policzek. Chyba sobie kurwa żartował.
-Tak. Możemy iść – szepnęła, zagryzając wargę i pokiwała głową, po czym spojrzała na Carly – Dzięki, Carls. Odwdzięczę się.
-Nie ma za co. Tylko bądźcie grzeczni – zawołała z szerokim uśmiechem, prawdopodobnie chcąc zrobić mi na złość. I chyba jej się udało.
-Postaramy się – zanucił chłopak, na co Emily od razu uderzyła go w ramie, odwracając wzrok na mnie, a widząc moje wściekłe, zazdrosne i zawiedzione spojrzenie, westchnęła smutno.
-Możesz ich zabrać jeśli będziesz chciał, tylko najpierw mnie uprzedź – wymamrotała i po tych słowach wyszła z chłopakiem, obejmującym ją w pasie.
Stałem, wpatrując się w zamknięte już drzwi i niedowierzając w to co zobaczyłem. Chociaż sam sobie się dziwiłem, czego nie rozumiałem. Minął rok. Zraniłem ją. Miała prawo ruszyć do przodu. To cholernie bardzo bolało. Emily ruszyła na przód. Zapomniała o mnie. Układa sobie życie na nowo. Czy nie tego chciałem? Nie, kurwa nie chciałem. Miałem nadzieję, że mi wybaczy. Chciałem ją dzisiaj przeprosić, wyjaśnić.. Teraz już nie ma czego wyjaśniać. Ona jest szczęśliwa. Ruszyła od przodu ze swoim życiem. Teraz jest moja kolej. Nie mogę ciągle stać w miejscu i myśleć o niej. Też muszę ruszyć do przodu. I właśnie to zamierzam zrobić.
***
"Poczułam, że przecież go znam
znam jego serce i wiem, że nie zraniłby mnie
Ale nie zdałam sobie sprawy, że czucie się tak pewnie
czucie się tak świetnie z samą sobą, może być całkowicie
zniszczone
Przez jedną rzecz, przez taką głupotę
Ale potem dajesz mi odczuć jakbym była obłąkana, jakby to była moja wina.
Cierpiałam.
Łóżko staję stygnie, a Ciebie nie ma
Przyszłość, której się trzymamy jest tak niepewna
Ale nie ożyję póki nie zadzwonisz
I liczę na szansę mimo wszystko
Zachowaj swoje rady, bo nie chcę ich słuchać
Możesz mieć racje, ale mnie to nie obchodzi
Jest milion powodów, dla których powinnam z Ciebie zrezygnować
Ale serce chce, tego czego chce.
Oto współczesna bajka
Brak szczęśliwego zakończenia, nie ma wiatru w naszych żaglach
Ale nie mogę sobie wyobrazić życia bez
Chwil zapierających dech w piersiach, powalających mnie."
-------------------------------------------------
Hej wszystkim! Udanego ostatniego (W KOŃCU) miesiąca nauki!!
To już jeden z ostatnich rozdziałów. Zbliżamy się do końca cholernie bardzo. Dzisiaj długi cytat, ale nie umiałam wybrać jednego momentu z tej piosenki bo ona cała opisuje to co czuje Emily jak i to co czuje Justin.
Nie rozpisuję się bo muszę wracać do nauki, ale mam nadzieję, że spodobał wam się rozdział. Piszcie w komentarzach! :)
Swietnie!����
OdpowiedzUsuńjeny. niech oni do siebie wrocą!
OdpowiedzUsuńJezu jaki cudowny naprawdę 💘 Oni muszą być razem no...😭 Czekam nn ❤
OdpowiedzUsuń