Emily’s pov
Wpadłam na ścianę, przez co miałam ochotę przekląć pod nosem i spojrzałam wystraszonym wzrokiem na Ricka. Chłopak oddychał szybko, patrząc na mnie z wyraźną złością w oczach, co tylko przeraziło mnie bardziej.
-Rick, posłuchaj. Naprawdę przepraszam..
-Jesteś moja, rozumiesz? – warknął ostro, tym samym mi przerywając i chwycił mocno moje nadgarstki, przyciskając mnie do ściany, przez co syknęłam z bólu. Spojrzał prosto w moje oczy, w których widoczne były łzy. Aż takiego wściekłego go jeszcze nigdy nie widziałam i to mnie przerażało najbardziej.
-Nie, Rick. Przestań, proszę – wyszeptałam powoli i ostrożnie, chcąc go jakoś uspokoić – Przepraszam, że zrobiłam ci nadzieję, naprawdę nie chciałam cię zranić. Przepraszam, że nigdy nie umiałam pokochać ciebie tak jak ty mnie – wymamrotałam cicho, ale chłopak nic nie odpowiedział, natomiast to co stało się chwilę później, sprawiło, że poczułam się znów jak kompletne gówno. Chłopak uderzył mnie mocno pięścią w twarz, zaciskając szczękę po czym się odsunął, a kiedy chciałam się ruszyć i uciec, zrobił to samo jeszcze dwa razy, a potem wyszedł z kuchni, mijając stojącego w progu Jasona i po chwili usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Złapałam się za twarz, nie mogąc powstrzymać płaczu. Bolało, piekło.. Czułam się tak jakbym miała zaraz zemdleć. Ból, który opanował nie tylko moją twarz i nie tylko nadgarstki, ale także całe moje ciało, był nie do zniesienia. Nie mogłam, po prostu nie mogłam przestać płakać.
-Mamusiu – zakwilił cicho chłopiec, nie odrywając ode mnie swojego wystraszonego i załzawionego wzroku. Przełknęłam z trudem ślinę, ocierając krew z twarzy i ukucnęłam. To była ostatnia rzecz jaką chciałam żeby mój syn kiedykolwiek w życiu zobaczył. Spojrzałam na chłopca, wyciągając w jego stronę ręce, a kiedy do mnie podbiegł, wtuliłam go w siebie, kolejny raz wybuchając płaczem. Jason płakał razem ze mną, trzymając mnie tak mocno, jakby nie chciał żebym kiedykolwiek od niego odeszła. Chciałabym żeby to zapomniał, żeby zapomniał ten koszmar.
Ale to nie był koniec.
Kolejny trzask drzwi.
Ktoś wbiegł po schodach na górę. Byłam pewna, że to Rick, przez co mój oddech stał się jeszcze szybszy niż przed sekundą. Chwyciłam Jasona najmocniej jak potrafiłam, modląc się żeby Rick zabrał swoje rzeczy i po prostu stąd poszedł.
Ale nie żyjemy w bajce. Szczególnie ja. Ja żyje w koszmarze.
Nie minęło dużo czasu, a Rick pojawił się w kuchni, śmiejąc się obleśnie na nasz widok. Zacisnęłam powieki, opierając się o ścianę i nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
-Idź sobie – mruknął Jason. Kurwa. Usłyszałam jak Rick wciąga głośno powietrze po czym zrobił kilka kroków w naszą stronę. Nie zorientowałam się nawet w jak szybkim tempie, odsunął ode mnie gwałtownie i bez namysłu synka, tym samym go popychając, na co chłopiec przewrócił się, uderzając głową o podłogę. Moje serce po prostu stanęło, widząc jak Jason wybucha głośnym i histerycznym płaczem. To było za wiele. Rick nachylił się nade mną, przez co mogłam poczuć zapach jego perfum.
-Jeszcze do mnie wrócisz, kiedy twój pierdolony Justin skończy w grobie – wysyczał, patrząc mi prosto w oczy po czym odepchnął mnie tak, że uderzyłam plecami i głową o ścianę, od razu sycząc z bólu.
-Jason – krzyknęłam i ruszyłam w stronę osoby, która była dla mnie wszystkim. Zignorowałam cały ból, który czułam bo w tym momencie liczył się tylko on i to czy wszystko z nim w porządku. W tym samym czasie Rick wyszedł z domu, a ja podniosłam chłopca, wtulając go w siebie i zaczęłam dłonią delikatnie dotykać jego główki. Odetchnęłam z ulgą kiedy nie poczułam krwi w żadnym miejscu. Jason cały czas płakał, a ja razem z nim. Powinnam to przewidzieć. Powinno go tu nie być kiedy zamierzałam powiedzieć Rickowi o zdradzie. To wszystko moja wina. Jak mogłam być tak głupia? Przecież wiedziałam jaki jest Rick i do czego to może doprowadzić, a jednak postanowiłam przyprowadzić Jasona tutaj ze sobą. Kompletna idiotka.
-Przepraszam, skarbie, tak bardzo cię przepraszam.. – zapłakałam cicho, podnosząc się powoli i ruszyłam w stronę salonu, a kiedy usiadłam na kanapie z Jasonem na kolanach, drżącą ręką wyjęłam telefon – Zadzwonimy do tatusia, dobrze? – wymamrotałam, a Jason tylko pokiwał delikatnie głową. Po kilku nieudanych próbach, w końcu udało mi się wybrać numer osoby, do której musiałam teraz zadzwonić. On był jedyną osobą, która może nam teraz pomóc i wiem, że zrobi to najlepiej jak potrafi. Bo nas kocha. Mocniej niż ktokolwiek inny.
-Halo, skarbie? I jak tam? Przyjeżdżasz dzisiaj na noc? – odezwał się Justin po dwóch sygnałach, a jego głos był cholernie radosny. Ja natomiast nie mogłam przestać płakać, przez co między nami zapadła chwila ciszy – Em? Em, co się dzieje?
-Justin, przyjedź tu.. Błagam cię, po prostu przyjedź do nas – zapłakałam głośno do słuchawki i oparłam policzek o główkę synka, a w słuchawce usłyszałam pisk opon i głośne wciąganie powietrza, a potem odpowiedź.
-Będę za 5 minut.
-Rick, posłuchaj. Naprawdę przepraszam..
-Jesteś moja, rozumiesz? – warknął ostro, tym samym mi przerywając i chwycił mocno moje nadgarstki, przyciskając mnie do ściany, przez co syknęłam z bólu. Spojrzał prosto w moje oczy, w których widoczne były łzy. Aż takiego wściekłego go jeszcze nigdy nie widziałam i to mnie przerażało najbardziej.
-Nie, Rick. Przestań, proszę – wyszeptałam powoli i ostrożnie, chcąc go jakoś uspokoić – Przepraszam, że zrobiłam ci nadzieję, naprawdę nie chciałam cię zranić. Przepraszam, że nigdy nie umiałam pokochać ciebie tak jak ty mnie – wymamrotałam cicho, ale chłopak nic nie odpowiedział, natomiast to co stało się chwilę później, sprawiło, że poczułam się znów jak kompletne gówno. Chłopak uderzył mnie mocno pięścią w twarz, zaciskając szczękę po czym się odsunął, a kiedy chciałam się ruszyć i uciec, zrobił to samo jeszcze dwa razy, a potem wyszedł z kuchni, mijając stojącego w progu Jasona i po chwili usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Złapałam się za twarz, nie mogąc powstrzymać płaczu. Bolało, piekło.. Czułam się tak jakbym miała zaraz zemdleć. Ból, który opanował nie tylko moją twarz i nie tylko nadgarstki, ale także całe moje ciało, był nie do zniesienia. Nie mogłam, po prostu nie mogłam przestać płakać.
-Mamusiu – zakwilił cicho chłopiec, nie odrywając ode mnie swojego wystraszonego i załzawionego wzroku. Przełknęłam z trudem ślinę, ocierając krew z twarzy i ukucnęłam. To była ostatnia rzecz jaką chciałam żeby mój syn kiedykolwiek w życiu zobaczył. Spojrzałam na chłopca, wyciągając w jego stronę ręce, a kiedy do mnie podbiegł, wtuliłam go w siebie, kolejny raz wybuchając płaczem. Jason płakał razem ze mną, trzymając mnie tak mocno, jakby nie chciał żebym kiedykolwiek od niego odeszła. Chciałabym żeby to zapomniał, żeby zapomniał ten koszmar.
Ale to nie był koniec.
Kolejny trzask drzwi.
Ktoś wbiegł po schodach na górę. Byłam pewna, że to Rick, przez co mój oddech stał się jeszcze szybszy niż przed sekundą. Chwyciłam Jasona najmocniej jak potrafiłam, modląc się żeby Rick zabrał swoje rzeczy i po prostu stąd poszedł.
Ale nie żyjemy w bajce. Szczególnie ja. Ja żyje w koszmarze.
Nie minęło dużo czasu, a Rick pojawił się w kuchni, śmiejąc się obleśnie na nasz widok. Zacisnęłam powieki, opierając się o ścianę i nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
-Idź sobie – mruknął Jason. Kurwa. Usłyszałam jak Rick wciąga głośno powietrze po czym zrobił kilka kroków w naszą stronę. Nie zorientowałam się nawet w jak szybkim tempie, odsunął ode mnie gwałtownie i bez namysłu synka, tym samym go popychając, na co chłopiec przewrócił się, uderzając głową o podłogę. Moje serce po prostu stanęło, widząc jak Jason wybucha głośnym i histerycznym płaczem. To było za wiele. Rick nachylił się nade mną, przez co mogłam poczuć zapach jego perfum.
-Jeszcze do mnie wrócisz, kiedy twój pierdolony Justin skończy w grobie – wysyczał, patrząc mi prosto w oczy po czym odepchnął mnie tak, że uderzyłam plecami i głową o ścianę, od razu sycząc z bólu.
-Jason – krzyknęłam i ruszyłam w stronę osoby, która była dla mnie wszystkim. Zignorowałam cały ból, który czułam bo w tym momencie liczył się tylko on i to czy wszystko z nim w porządku. W tym samym czasie Rick wyszedł z domu, a ja podniosłam chłopca, wtulając go w siebie i zaczęłam dłonią delikatnie dotykać jego główki. Odetchnęłam z ulgą kiedy nie poczułam krwi w żadnym miejscu. Jason cały czas płakał, a ja razem z nim. Powinnam to przewidzieć. Powinno go tu nie być kiedy zamierzałam powiedzieć Rickowi o zdradzie. To wszystko moja wina. Jak mogłam być tak głupia? Przecież wiedziałam jaki jest Rick i do czego to może doprowadzić, a jednak postanowiłam przyprowadzić Jasona tutaj ze sobą. Kompletna idiotka.
-Przepraszam, skarbie, tak bardzo cię przepraszam.. – zapłakałam cicho, podnosząc się powoli i ruszyłam w stronę salonu, a kiedy usiadłam na kanapie z Jasonem na kolanach, drżącą ręką wyjęłam telefon – Zadzwonimy do tatusia, dobrze? – wymamrotałam, a Jason tylko pokiwał delikatnie głową. Po kilku nieudanych próbach, w końcu udało mi się wybrać numer osoby, do której musiałam teraz zadzwonić. On był jedyną osobą, która może nam teraz pomóc i wiem, że zrobi to najlepiej jak potrafi. Bo nas kocha. Mocniej niż ktokolwiek inny.
-Halo, skarbie? I jak tam? Przyjeżdżasz dzisiaj na noc? – odezwał się Justin po dwóch sygnałach, a jego głos był cholernie radosny. Ja natomiast nie mogłam przestać płakać, przez co między nami zapadła chwila ciszy – Em? Em, co się dzieje?
-Justin, przyjedź tu.. Błagam cię, po prostu przyjedź do nas – zapłakałam głośno do słuchawki i oparłam policzek o główkę synka, a w słuchawce usłyszałam pisk opon i głośne wciąganie powietrza, a potem odpowiedź.
-Będę za 5 minut.
***
Leżeliśmy z Jasonem na kanapie, wtuleni w siebie, cały czas cicho płacząc. Z jednej strony bałam się tego jak zareaguje Justin. W końcu już jedną osobę z mojego powodu zabił. Nie chciałam żeby to się powtórzyło. Nie chciałam kolejny raz go stracić. Potrzebowaliśmy go, oboje go potrzebowaliśmy.
-Emily? – zawołał po chwili Justin, trzaskając za sobą drzwiami, a potem usłyszałam zbliżające się kroki – Co się dzieje? Dlaczego.. Kurwa mać, co ci się stało? – warknął, zaczynając szybko oddychać i stanął przed nami, patrząc na nas przerażonym wzrokiem. Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co i jak powiedzieć. Nie miałam siły. Pokręciłam po prostu głową, zaciskając powieki i cały czas się trzęsąc.
-Jason, skarbie. Chodź do tatusia – wymamrotał po chwili ciszy Justin, a Jason odsunął się ode mnie delikatnie po czym poczułam jak chłopak zabiera go z kanapy – Powiesz mi co się tutaj stało? Hm? Dlaczego płaczesz?
-Wujek pobił mamusie – zapłakał, pociągając nosem, a Justin momentalnie wciągnął powietrze – I mnie popchnął i uderzyłem się w główkę i boli – jęknął, zapłakanym głosem, a moje serce po prostu łamało się na kawałki kiedy słyszałam cierpienie w jego głosie. Nie chciałam tego. Nie powinnam była dopuścić do tego żeby to się stało.
Justin posadził chłopca obok mnie na kanapie, zaciskając mocno swoją szczęke, a jego wzrok był morderczy i przerażający. Tylko nie to.
-Zabije go. Znajde go i zabije - wysyczał, ruszając w strone drzwi, a mój oddech nabrał okropnie szybkiego tempa. Nie mogłam na to pozwolić. Nie tym razem.
-Justin, proszę nie.. - zapłakałam cicho, odwracając głowe w jego strone i na szczęście chłopak się zatrzymał, ale nie odwrócił - Nie chce cię znowu stracić. Potrzebujemy cię. Zostan z nami, proszę cie.. Nie rób tego znów.
-Ale Emily, on was..
-Błagam - wybuchłam niekontrolowanym płaczem, przykładając dłoń do ust. Chłopak wypuścił powietrze przez zęby i odwrócił się odpuszczając i podchodząc do nas ponownie.
-Już, skarbie. Już jestem i nic wam się więcej nie stanie – wyszeptał Justin po chwili przyglądania się nam ze złością i z bólem w oczach. Usiadł na kanapie obok mnie. Poczułam jak jego dłoń ląduje na moim policzku, zaczynając go gładzić – Nie pozwolę żeby ktokolwiek wam zrobił krzywdę. Słyszysz, Emily? Już nigdy, nawet na chwilę was nie opuszczę, przysięgam – wyszeptał. Otworzyłam oczy i spojrzałam w jego, w których oprócz łez, mogłam zobaczyć ból i cierpieniel. Pokręciłam głową, podnosząc się po czym wtuliłam się w niego i w Jasona, zaczynając płakać od nowa.
-Emily? – zawołał po chwili Justin, trzaskając za sobą drzwiami, a potem usłyszałam zbliżające się kroki – Co się dzieje? Dlaczego.. Kurwa mać, co ci się stało? – warknął, zaczynając szybko oddychać i stanął przed nami, patrząc na nas przerażonym wzrokiem. Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co i jak powiedzieć. Nie miałam siły. Pokręciłam po prostu głową, zaciskając powieki i cały czas się trzęsąc.
-Jason, skarbie. Chodź do tatusia – wymamrotał po chwili ciszy Justin, a Jason odsunął się ode mnie delikatnie po czym poczułam jak chłopak zabiera go z kanapy – Powiesz mi co się tutaj stało? Hm? Dlaczego płaczesz?
-Wujek pobił mamusie – zapłakał, pociągając nosem, a Justin momentalnie wciągnął powietrze – I mnie popchnął i uderzyłem się w główkę i boli – jęknął, zapłakanym głosem, a moje serce po prostu łamało się na kawałki kiedy słyszałam cierpienie w jego głosie. Nie chciałam tego. Nie powinnam była dopuścić do tego żeby to się stało.
Justin posadził chłopca obok mnie na kanapie, zaciskając mocno swoją szczęke, a jego wzrok był morderczy i przerażający. Tylko nie to.
-Zabije go. Znajde go i zabije - wysyczał, ruszając w strone drzwi, a mój oddech nabrał okropnie szybkiego tempa. Nie mogłam na to pozwolić. Nie tym razem.
-Justin, proszę nie.. - zapłakałam cicho, odwracając głowe w jego strone i na szczęście chłopak się zatrzymał, ale nie odwrócił - Nie chce cię znowu stracić. Potrzebujemy cię. Zostan z nami, proszę cie.. Nie rób tego znów.
-Ale Emily, on was..
-Błagam - wybuchłam niekontrolowanym płaczem, przykładając dłoń do ust. Chłopak wypuścił powietrze przez zęby i odwrócił się odpuszczając i podchodząc do nas ponownie.
-Już, skarbie. Już jestem i nic wam się więcej nie stanie – wyszeptał Justin po chwili przyglądania się nam ze złością i z bólem w oczach. Usiadł na kanapie obok mnie. Poczułam jak jego dłoń ląduje na moim policzku, zaczynając go gładzić – Nie pozwolę żeby ktokolwiek wam zrobił krzywdę. Słyszysz, Emily? Już nigdy, nawet na chwilę was nie opuszczę, przysięgam – wyszeptał. Otworzyłam oczy i spojrzałam w jego, w których oprócz łez, mogłam zobaczyć ból i cierpieniel. Pokręciłam głową, podnosząc się po czym wtuliłam się w niego i w Jasona, zaczynając płakać od nowa.
-Jason nareszcie zasnął – powiedział Justin, schodząc ze schodów, na co pokiwałam głową. Kiedy się uspokoiliśmy, Justin zrobił nam okłady, a potem po prostu siedzieliśmy wtuleni w siebie, nawet nic nie mówiąc. I właściwie to właśnie tego potrzebowałam. Potrzebowałam choć trochę spokoju, a Justin potrafił mi to dać. I potrafił sprawić, że znowu zaczęłam czuć się bezpieczna. Wtuliłam się w chłopaka ponownie kiedy usiadł obok mnie, a on westchnął ciężko, całując moją głowę.
-To nie był pierwszy raz, prawda? – wymamrotał cicho, a ja przełknęłam ślinę, bawiąc się palcami.
-Tak mocno? To pierwszy raz – wyszeptałam, wzruszając ramionami.
-Pamiętasz może jak kilka dni temu zapytałem czy cię bije? Dlaczego nie powiedziałaś mi prawdy?
-Nie chciałam. To nie tak, że bił mnie często, ale zdarzało się. Myślę, że nie panował nad sobą kiedy na przykład opowiadałam Jasonowi o tobie albo zdarzyło mi się coś o tobie powiedzieć. Był chorobliwie zazdrosny. Albo kiedy powiedziałam coś nie tak.. Wiesz, jeśli byłam chamska czy coś. Należało mi się.
-Nawet tak nie mów. Nikt nie powinien położyć na Tobie ręki i już na pewno nie za takie głupoty. I mimo wszystko, powinnaś powiedzieć prawdę. Może wtedy by do tego wszystkiego nie doszło – westchnął cicho, gładząc moje ramie i pokręcił zrezygnowany swoją głową – Najchętniej pozbyłbym się go z powierzchni ziemi.
-Nawet tak nie mów – mruknęłam od razu i uniosłam na niego wzrok – Masz nas już nigdy nie zostawiać, pamiętasz? – chłopak pokiwał swoją głową, uśmiechając się krótko w moją stronę po czym dotknął czule ustami mojego czoła.
-Emily, ty naprawdę opowiadałaś o mnie Jasonowi? – zapytał Justin po chwili ciszy i spojrzał na mnie z nadzieją i miłością w oczach, a ja uśmiechnęłam się delikatnie, kiwając głową.
-Tak, Justin. Opowiadałam mu o tym jaki jesteś, że umiesz śpiewać, tańczyć, że jesteś słodki i kochany, co lubisz robić, jakie filmy oglądać.. Opowiadałam mu dosłownie o wszystkim – wymamrotałam, wzruszając swoimi ramionami, a na usta chłopaka wkradł się uśmiech.
-Naprawdę o wszystkim? Cholera, mówiłaś tak małemu dziecku, jak dobry w łóżku jestem? – uniósł brwi z głupim uśmiechem na twarzy, przez co zaśmiałam się głośno i szczerze, pierwszy raz od kilku godzin. Wiedziałam, że robił to specjalnie. Chciał pozbyć się tej okropnej atmosfery i jak zwykle - udawało mu się to. Jeden z powodów, dla którego tak bardzo go kochałam.
-Idiota – prychnęłam, przewracając oczami.
-Ale twój idiota – szepnął, mrugając do mnie. Cmoknął moje usta i odsunął się, ponownie na mnie spoglądając – Pomóc ci się spakować?
-Co? – mruknęłam, marszcząc swoje brwi w zdezorientowaniu.
-No jak to „co”? – zaśmiał się cicho, wzruszając ramionami – Jeszcze dzisiaj zamieszkacie znów w naszym domu i nie ma sprzeciwu. Ja tu nie zostanę, a samych was też nie zostawię więc nie masz innego wyjścia.
-I rozumiem, że to jest rozkaz? – uniosłam brew do góry, patrząc na człowieka, którego kochałam najbardziej na świecie.
-Tak, kochanie. To jest rozkaz.
-A co jeśli go złamię? – wyszeptałam, kładąc dłoń na jego torsie.
-Hm.. poniesiesz cholernie srogą karę w nocy.. – wyszeptał do mojego ucha, powodując u mnie uśmiech, a także ciarki na całym ciele.
-To nie był pierwszy raz, prawda? – wymamrotał cicho, a ja przełknęłam ślinę, bawiąc się palcami.
-Tak mocno? To pierwszy raz – wyszeptałam, wzruszając ramionami.
-Pamiętasz może jak kilka dni temu zapytałem czy cię bije? Dlaczego nie powiedziałaś mi prawdy?
-Nie chciałam. To nie tak, że bił mnie często, ale zdarzało się. Myślę, że nie panował nad sobą kiedy na przykład opowiadałam Jasonowi o tobie albo zdarzyło mi się coś o tobie powiedzieć. Był chorobliwie zazdrosny. Albo kiedy powiedziałam coś nie tak.. Wiesz, jeśli byłam chamska czy coś. Należało mi się.
-Nawet tak nie mów. Nikt nie powinien położyć na Tobie ręki i już na pewno nie za takie głupoty. I mimo wszystko, powinnaś powiedzieć prawdę. Może wtedy by do tego wszystkiego nie doszło – westchnął cicho, gładząc moje ramie i pokręcił zrezygnowany swoją głową – Najchętniej pozbyłbym się go z powierzchni ziemi.
-Nawet tak nie mów – mruknęłam od razu i uniosłam na niego wzrok – Masz nas już nigdy nie zostawiać, pamiętasz? – chłopak pokiwał swoją głową, uśmiechając się krótko w moją stronę po czym dotknął czule ustami mojego czoła.
-Emily, ty naprawdę opowiadałaś o mnie Jasonowi? – zapytał Justin po chwili ciszy i spojrzał na mnie z nadzieją i miłością w oczach, a ja uśmiechnęłam się delikatnie, kiwając głową.
-Tak, Justin. Opowiadałam mu o tym jaki jesteś, że umiesz śpiewać, tańczyć, że jesteś słodki i kochany, co lubisz robić, jakie filmy oglądać.. Opowiadałam mu dosłownie o wszystkim – wymamrotałam, wzruszając swoimi ramionami, a na usta chłopaka wkradł się uśmiech.
-Naprawdę o wszystkim? Cholera, mówiłaś tak małemu dziecku, jak dobry w łóżku jestem? – uniósł brwi z głupim uśmiechem na twarzy, przez co zaśmiałam się głośno i szczerze, pierwszy raz od kilku godzin. Wiedziałam, że robił to specjalnie. Chciał pozbyć się tej okropnej atmosfery i jak zwykle - udawało mu się to. Jeden z powodów, dla którego tak bardzo go kochałam.
-Idiota – prychnęłam, przewracając oczami.
-Ale twój idiota – szepnął, mrugając do mnie. Cmoknął moje usta i odsunął się, ponownie na mnie spoglądając – Pomóc ci się spakować?
-Co? – mruknęłam, marszcząc swoje brwi w zdezorientowaniu.
-No jak to „co”? – zaśmiał się cicho, wzruszając ramionami – Jeszcze dzisiaj zamieszkacie znów w naszym domu i nie ma sprzeciwu. Ja tu nie zostanę, a samych was też nie zostawię więc nie masz innego wyjścia.
-I rozumiem, że to jest rozkaz? – uniosłam brew do góry, patrząc na człowieka, którego kochałam najbardziej na świecie.
-Tak, kochanie. To jest rozkaz.
-A co jeśli go złamię? – wyszeptałam, kładąc dłoń na jego torsie.
-Hm.. poniesiesz cholernie srogą karę w nocy.. – wyszeptał do mojego ucha, powodując u mnie uśmiech, a także ciarki na całym ciele.
Czułam się tak jakby wszystkie kawałki puzzli w końcu się ułożyły i dopasowały do siebie. Mimo bólu, przez który przeszłam tego dnia, czułam się też dobrze mając przy sobie Jego. Byłam spokojna. I chciałam żeby tak zostało. Żeby już zawsze była tylko nasza szczęśliwa trójka i spokój.
Tylko czy w moim popieprzonym życiu jest to możliwe?
Tylko czy w moim popieprzonym życiu jest to możliwe?
***
"Za każdym razem kiedy próbuję się wznieść
Upadam bez moich skrzydeł
Czuję się taka mała
Sądzę, że cię potrzebuję kochanie
I za każdym razem kiedy widzę Cię w moich snach
Widzę twoja twarz, to mnie nawiedza
Sądzę, że cię potrzebuję kochanie."
----------------------------------------------------
Hej wszystkim!
Przepraszam za brak rozdziału w ostatni weekend, ale niestety nie miałam jak go dodać. Dlatego jest dzisiaj i może następny będzie w weekend, a jak nie to za tydzień. Zobaczymy jak mi się uda :)
A co do rozdziału.. szczerze to ostatnio naczytałam się świetnych ffs i teraz czytałam ten rozdział i miałam ochotę napisać go od nowa. Ale nie wiem. Mam nadzieję, że wam się spodobał i nie jest taki zły. To znaczy.. najlepszy to rozdział nie jest bo jest smutny i raniący, ale niestety taki też musiał się pojawić. I co sądzicie o wszystkim co się wydarzyło w tym rozdziale? Piszcie!!!
Zbliżamy się do końcaaaaaaaa ;)
Cudny.. <3 Oby ci się udało dodać rozdział w weekend. :*
OdpowiedzUsuńJest 5:55 a ja nie śpię bo skończyłam czytać 2 części <3 Jesteś najlepsza <3
OdpowiedzUsuńWow , nie wierzę że on ją bił . Przecież ja niby kocha to jak mógł podnieść na nią rękę , a mnie jeszcze zmartwilo to jak Justin wcześniej pozwolił się zbić rikuemu
OdpowiedzUsuń