18.06.2016

Rozdział 17

https://www.youtube.com/watch?v=WDAd0S92Uko

Emily’s pov

Ciepła woda, spływająca po moim nagim ciele dawała mi ukojenie. Pozwalała mi zapomnieć. A przynajmniej tak mi się wydawało. Musiałam się rozluźnić. Ostatnio tak dużo się dzieje. Potrzebowałam chwili dla siebie, relaksu i zapomnienia o wszystkim dookoła.

Minęły już dwa tygodnie od kiedy Justin pierwszy raz przyszedł do mojego mieszkania. I to był ostatni raz kiedy rozmawialiśmy. Przychodził potem do Jasona i Charlotte, ale unikał jakiejkolwiek rozmowy ze mną. Zabawne, bo to ja powinnam ignorować jego po tym wszystkim co mi zrobił. Nie rozumiałam go. Jego krótkie odpowiedzi albo ich brak doprowadzały mnie do szału. Zachowywał się dosłownie jak gówniarz, a oboje byliśmy już dorośli i powinniśmy ze sobą rozmawiać jak dorośli. On jednak chyba nie bardzo tego chciał. Zmieniał się tylko w towarzystwie dzieci, był przy nich zupełnie kimś innym. Był szczęśliwy. Od razu pokochał Charlotte. Przysięgam, że się wystraszyłam kiedy przyszedł pierwszy raz i zobaczył małą, ale wiedziałam, że go nie okłamię. On i tak by mi nie uwierzył. I chyba nie żałuję. Kiedy na nich patrzę, czuję ciepło w sercu, ale także smutek. Moglibyśmy być razem, szczęśliwi, razem z naszymi dziećmi, a musimy być oddzielnie i nasze dzieci muszą na to patrzeć. Myślę, że powinniśmy się jakoś dogadać ze względu na nich, ale za każdym razem kiedy próbowałam z nim rozmawiać, kończył temat, olewając mnie. To było irytujące. Chodziło mu o Jaya. Wiedziałam to. Nie miał prawa się tak zachowywać z tego powodu bo nie jesteśmy i nie będziemy już razem. Jesteśmy już prawie rok po rozwodzie. Jestem wolna i mogę się umawiać z kim chcę. Okej, może jest zazdrosny, ale musi się z tym pogodzić.

Ja i Jay nie byliśmy parą. Poszliśmy razem na kilka randek, ale to wszystko. Właściwie to zgodziłam się pierwszy raz tylko przez Carly. Ona uważała, że powinnam iść do przodu, chociaż spróbować. Więc to zrobiłam. I nie żałuję. Znam Jay’a od kilku lat, w końcu pracujemy razem i mamy dobry kontakt. Nie zbliża się do mnie na siłę i bardzo mi się to w nim podoba. Jest inny niż Justin. Ale może właśnie tego mi potrzeba – kogoś innego niż Justin.

Dzisiaj jest impreza urodzinowa Thomasa. Zdziwiło mnie, że dostałam zaproszenie po tym jak zerwałam z nim kontakt i nie odezwałam się nigdy więcej. Jednak to bardzo miłe, że mnie zaprosił. Zaprosił też Chrisa, ale on stwierdził, że zostanie z Jasonem i Charlotte bo jakby miał się pojawić tam Justin to nie chce robić afery, a wiadomo że nie zapanowałby nad sobą. Idę z Jay’em. I nie, nie po to żeby pokazać Justinowi, że ruszyłam do przodu i to naprawdę koniec. Po prostu kiedyś byłam z Jay’em na ślubie jego siostry i głupio by mi było gdybym teraz go nie zaprosiła skoro mogę przyjść z osobą towarzyszącą. A po za tym lubię go i chcę z nim spędzić ten wieczór. Naprawdę go lubię. Jest czuły, troskliwy i zabawny. Zawsze mogę na niego liczyć, jest cudownym przyjacielem. Nie chcę od razu pakować się w jakieś związki, dlatego chodzę z nim na randki i poznajemy się lepiej. Bardzo dobrze się z nim czuję. Myślę, że ma na mnie dobry wpływ. Może z czasem wyjdzie z tego coś więcej? Tak, kocham Justina, ale z nim już nigdy nie będę. Muszę sobie ułożyć życie, a Jay jest kimś naprawdę cudownym i jestem szczęśliwa, mając kogoś takiego jak on obok siebie.

Przesunęłam dłońmi po materiale błękitnej sukienki, którą miałam na sobie i przechyliłam głowę na bok, przyglądając się sobie w lustrze. Chyba wyglądałam w miarę dobrze. Dostałam tą sukienkę w prezencie od Jay’a i szczerze mówiąc, zakochałam się w niej. Była piękna. Uśmiechnęłam się lekko, zagryzając dolną wargę i wsunęłam na stopy beżowe szpilki po czym spojrzałam w lustro jeszcze raz, a potem poszłam do łazienki. Kiedy stanęłam przed małym lusterkiem, od razu zabrałam się za robienie fryzury. Nie byłam najlepsza w czesaniu się więc po prostu zrobiłam kucyka, zostawiając pasmo z grzywki luźno. Teraz czas na makijaż. Zajęło mi to niecałe 10 minut, ponieważ pomalowałam się delikatnie. Pasowało to do mojego stroju, a po za tym o wiele lepiej się czuję w takim makijażu. Westchnęłam cicho, wychodząc z łazienki i chwyciłam torebkę oraz prezent dla Thomasa po czym wyszłam ze swojej sypialni.
-Wow, wyglądasz pięknie – zagwizdał Chris, uśmiechając się szeroko, na co wywróciłam swoimi oczami.
-Powiedz mi coś czego nie wiem – zanuciłam z rozbawieniem, wzruszając ramionami – Dzięki, że zostajesz z dzieciakami. Nie wrócę późno.
-Nie ma sprawy, baw się dobrze Emily. I uważaj na Justina..
-Jezu, Chris – wywróciłam oczami, wzdychając ciężko i patrząc na mojego brata, który podszedł bliżej mnie – Ile razy mam Ci mówić, że między mną a nim to już koniec? Idę tam dla Thomasa, nie dla Justina. Idę tam z Jay’em.
-Wiem, ale wiem też jaki jest Justin i dlatego się o Ciebie martwię. Ale Ci ufam i wiem, że nie pozwolisz siebie znów skrzywdzić – wymamrotał, uśmiechając się słabo po czym przytulił mnie lekko, a ja westchnęłam cicho pod nosem. Nie wiedział, że nadal kochałam Justina. Nikt nie wiedział. Tak było lepiej, nikt mnie nie męczył i nie zasypywał pytaniami. Gdyby wiedzieli, z mojego życia zrobiłby się koszmar.
-Nie musisz. Wszystko jest już w porządku – wyszeptałam do jego ucha, odsuwając się po chwili od niego po czym odwróciłam się, idąc do wyjścia. Jay był już na dole więc powinnam się pośpieszyć. I tak długo już czekał.
Muszę tylko przestać myśleć o Justinie i dobrze się bawić. To chyba nie będzie takie trudne.

Rozejrzałam się po dużej sali, do której weszliśmy i momentalnie się uśmiechnęłam. Było pięknie. Kolory do siebie dopasowane, stoliki idealnie ozdobione, wszystko wyglądało cudownie. Widać, że to robota Kelsey. Zawsze była w tym dobra. Pamiętam jak kiedyś pomogła mi przygotować sale na urodziny Justina.. Tak, nie wracajmy do tego tematu.

Swoją drogą, stęskniłam się za Kelsey. Ona i Carly bardzo mi pomogły i były dla mnie bardzo ważne dlatego jeszcze bardziej mi głupio, że zerwałam z nią kontakt. Miałam tylko nadzieję, że nie jest na mnie wściekła. Chociaż powinna. Ma powody. Przyjaciółki nie zrywają ze sobą kontaktu tylko dlatego, że któraś z nich ma coś wspólnego z jej byłym. Może po prostu nie nadaję się na przyjaciółkę? Cholernie źle czuję się z tym, że odsunęłam się od dwójki wspaniałych przyjaciół tylko z powodu Justina. To było egoistyczne.

Jakby czytając mi w myślach, Kelsey dostrzegając nas, podbiegła szybko w naszą stronę z szerokim uśmiechem na twarzy. Może nie była aż tak wściekła? Odetchnęłam cicho z ulgą, patrząc uważnie na przyjaciółkę (?). Ubrana w czarną bluzeczkę na grube ramiączka, wsuniętą w białą spódniczkę z wysokim stanem, wyglądała przecudownie. Thomas był szczęściarzem i mam nadzieję, że zdawał sobie z tego sprawę. Kiedy dziewczyna stanęła przede mną, od razu objęła mnie, wtulając mnie mocno w siebie.
-Jezu, Emily. Wieki się nie widziałyśmy. Myślałam, że nie przyjdziesz.
-Jak mogłabym nie przyjść na urodziny Thomasa? – westchnęłam, odwzajemniając uścisk, a Kelsey odsunęła się ode mnie, spoglądając mi w oczy znacząco. No tak, w końcu zerwałam z nimi kontakt. Miała prawo wątpić w to czy zechcę się tutaj pojawić.
-Wiem, Kelsey. Przepraszam, ale musisz zrozumieć.. To wiele mnie kosztowało – wymamrotałam cicho, na co dziewczyna pokiwała powoli głową.
-Nie do końca Cię rozumiem, ale nie mam zamiaru się Tobą kłócić. Cholernie się cieszę, że przyszłaś – posłała mi lekki uśmiech, a ja obdarzyłam ją tym samym. Dziewczyna spojrzała na Jay’a i przesunęła się żeby się z nim przywitać, a kiedy to zrobiła, ja dostrzegłam osobę, stojącą na drugim końcu sali i patrzącą prosto na mnie.
Justin.
Przełknęłam cicho ślinę, lustrując go dokładnie wzrokiem. Miał na sobie białą koszulę, której ostatnie dwa guziki były rozpięte. Do tego skórzaną kurtkę i zwykłe jasne jeansy. Kurwa, zawsze kochałam kiedy się tak ubierał. Kochałam go w tych kurtkach. Wyglądał tak idealnie i seksownie, że prawie zapomniałam, że przyszłam tutaj z osobą towarzyszącą. Jay rozmawiał nadal z Kelsey, a ja nie mogłam oderwać wzroku od Justina. Już nie przez to jak wyglądał, ale przez to jak na mnie patrzył. Jego wzrok był paraliżujący. Czułam się tak jakby wszystko wokół się zatrzymało i jakbyśmy byli tylko my. Ja i Justin. Moje serce szybko biło na jego widok. Kochałam go. Tak bardzo go kochałam. I tak bardzo cierpiałam, wiedząc, że nie mogę podejść i po prostu się w niego wtulić. Cholernie tego chciałam, ale nie mogłam. Uniosłam delikatnie kąciki ust w górę, cały czas na niego patrząc, ale wtedy obok niego stanęła jakaś osoba. Osoba, którą od razu poznałam. I wtedy moje serce się zatrzymało.
Stanęła obok niego w granatowej sukience i białych szpilkach, a on przeniósł wzrok na nią, uśmiechając się do niej. DO NIEJ – NIE DO MNIE. Powiedziała coś do niego, kładąc dłoń na jego torsie, a chłopak objął ją w pasie. Przełknęłam z trudem ślinę, przyglądając się im. Nie mogłam w to uwierzyć. Ona? Dlaczego akurat ona? Po tym jak próbowała nas rozdzielić?
No tak, ale nas już nie ma..
Miał prawo ją tu zabrać. Miał prawo się do niej zbliżyć. Kiedyś byli bliskimi przyjaciółmi, łączyło ich nawet coś więcej i ufał jej. Wiedziałam, że miał prawo z nią być. Wiedziałam to. Patrzyłam na nich i na to jak dobrze razem wyglądali. Ona była piękna i w tej sukience wyglądała przy nim jak księżniczka. Może nawet wyglądali razem lepiej od nas? Patrzyli na siebie, rozmawiając i uśmiechając się do siebie. Byli tak blisko siebie. A we mnie złość się po prostu gotowała. Tylko dlaczego? Chciałam żeby pogodził się z tym, że nigdy do siebie nie wrócimy. Ja ruszyłam na przód. Chciałam żeby on też to zrobił. Chciałam tego. To dlaczego ten widok tak bardzo mnie boli?

Justin’s pov

Wyglądała przepięknie.
Kochałem kiedy ubierała się tak delikatnie. To było moje ulubione wydanie. Przysięgam, że wyglądała jak księżniczka. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Uśmiechnąłem się lekko, patrząc na nią cały czas uważnie. Była idealna. Cudowna. Piękna.
I nie moja.
Poczułem dreszcze na całym ciele kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Widziałem w jej oczach zachwyt, tęsknotę i miłość. Kochała mnie? Nie wiem, ale czułem, że tak było. A może to tylko głupia nadzieja. Chciałem żeby nigdy nie przestała mnie kochać, tak jak ja jej. Ale była tu z nim. Z Jay’em. Tak, przypomniałem sobie w końcu skąd go znam. Cieszyłem się, że spotyka się z kimś chyba dobrym dla niej. Przynajmniej na takiego mi wyglądał. Widać było, że dobrze ją traktuje i szanuje jej uczucia. A ja chciałem tylko jej szczęścia. Skoro ruszyła na przód i usunęła mnie ze swojego życia, to niech chociaż będzie z nim szczęśliwa.
Czując czyjąś obecność obok siebie, odwróciłem swój wzrok od Emily i spojrzałem na stojącą obok mnie (i pięknie wyglądającą) Caitlin.
-Naprawdę dobrze dzisiaj wyglądasz – mruknęła, kładąc dłoń na moim torsie i uśmiechnęła się lekko, co odwzajemniłem.
-Ty też wyglądasz nie najgorzej – wzruszyłem ramionami, patrząc na nią z rozbawieniem i objąłem ją dłonią w pasie, na co dziewczyna zarumieniła się, zagryzając dolną wargę. Naprawdę cudownie wyglądała.
Zabrałem ją tutaj bo czułem, że musiałem. Chciałem iść do przodu. Od tak dawna stałem w miejscu i nie mogłem się dłużej męczyć. Moja miłość do Emily cholernie mnie rani. Muszę chociaż spróbować czegoś nowego. A Caitlin była kimś komu ufałem. Nie była dziwką, które się wokół mnie kręciły. Była kimś więcej. Była przyjaciółką i była dla mnie ważna. Mamy wspólną przeszłość i bardzo mi pomogła przez ten rok. Nie chciałem się z nią wiązać od razu, chciałem po prostu zobaczyć czy stać mnie na poczucie czegoś do kogoś innego niż Emily. Nie mówiłem o tym Caitlin bo nie sądziłem, że powinienem, a po za tym i tak nie rozmawialiśmy na takie tematy. Omijaliśmy je. Kiedy wróciłem do Kanady, od razu do mnie przyszła. Chyba chciała sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku. Nie powiedziała tego, ale wiedziałem, że tak było. To miłe, ale wkurwiające kiedy każdy traktuje Cię jak dziecko. W każdym razie postanowiłem ją tutaj zabrać ze sobą bo po pierwsze tego chciałem, chciałem być tu dzisiaj z nią, a po drugie gdyby nie to, pewnie spędziłbym cały wieczór, patrząc na Emily i Jay’a, a to mogłoby się źle skończyć. Mógłbym też poderwać jakąś laskę i pieprzyć się z nią w łazience żeby zapomnieć o Emily, ale chyba trochę z tego wyrosłem. Więc zaprosiłem Caitlin. Właśnie od tego zaczynam ruszać na przód.

Impreza była świetna, ale mijała zdecydowanie za szybko. Nie wiem co Caitlin ma w sobie takiego, ale przetańczyłem z nią chyba z trzy godziny, a wcale nie zbieraliśmy się jeszcze do hotelu. Odetchnąłem cicho, siadając na swoim miejscu i upiłem łyka wody, która stała przede mną. Nie piłem alkoholu. Trzymam się od niego z daleka. Rozejrzałem się po sali, gdzie na parkiecie tańczyło pełno par. Wszyscy się świetnie bawili i większość była pijana, a ja widząc ich śmieszne ruchy, zaśmiałem się pod nosem, wywracając oczami. Wtedy zauważyłem na parkiecie Ich. Emily i Jay’a. Tańczyli, patrząc na siebie i uśmiechając się szeroko. Wyglądała na szczęśliwą. Tak dobrze tańczyła. O boże, kochałem z nią tańczyć. Była cholernie do mnie dopasowana. B y ł a. Westchnąłem, obserwując ją uważnie, a zauważając jak chłopak zbliża swoją twarz do jej, wciągnąłem głośno powietrze, czekając na to co miało się stać. Emily spojrzała na niego, zatrzymując się, a ja z daleka mogłem dostrzec jak szybko oddychała.
Pocałuje go czy nie pocałuje?
Jednak chłopak zrobił to pierwszy. Przycisnął usta do jej, obejmując ją czule w pasie. Przez moment miałem wrażenie, że Emily chce się od niego oderwać, ale zaraz po tym zarzuciła ręce na jego szyję i przysunęła się bliżej, odwzajemniając jego pocałunek. Poczułem jak pęka mi serce. Patrzyłem na miłość mojego życia w objęciach innego. Całowała innego. Kiedyś była moja, a teraz patrzyłem jak jest szczęśliwa z kimś innym. Poczułem na sobie spojrzenia Kelsey i Thomasa, ale zignorowałem ich, nie odwracając wzroku od tej jednej pary. Uśmiechała się przez pocałunek, wsuwając palce w jego włosy. Momentalnie zatęskniłem za jej palcami w moich włosach podczas pocałunku, seksu czy kiedy po prostu sobie leżeliśmy. Cholera. Nie odrywali się od siebie. Całowali się, stojąc na środku parkietu jakby nie było nikogo wokół. Jakby nikt nie istniał. A szczególnie ja.
I wtedy to we mnie walnęło z taką siłą, że poczułem jak tracę oddech. Ona odeszła na zawsze. Na zawsze.

Czułem jej spojrzenie na sobie miliony razy. Pewnie chciała zobaczyć moją reakcje, moje zachowanie. Ale ja nie chciałem patrzeć na nią. Przez jakiś czas na początku jeszcze ją obserwowałem, patrząc jak dobrze bawi się ze swoim nowym chłopakiem, ale potem po prostu przestałem. Chyba właśnie uwierzyłem w to, że już nigdy jej nie odzyskam. Bolało, ale w końcu przestałem o tym myśleć. Thomas oczywiście ciągle do mnie podchodził, sprawdzając czy wszystko jest okej i chyba mi nie wierzył kiedy mówiłem, że czuję się dobrze. Okej, na początku miałem ochotę się rozpłakać, rozwalić wszystko i wszystkich, ale to był impuls, emocje. Potrzebowałem chwili żeby ochłonąć, a potem to wszystko przestało mieć po prostu znaczenie. Byłem na urodzinach mojego przyjaciela. Byłem tutaj z piękną i świetną dziewczyną. Chciałem spędzić ten wieczór dobrze. Cóż, nie miałem pojęcia gdzie jest Caitlin. Od godziny chodzę po sali albo siedzę, myśląc nad tym wszystkim i prawie o niej zapomniałem. Cholera, jestem dupkiem?
Westchnąłem, wstając z miejsca i czując na sobie spojrzenie Emily, zacisnąłem wargi, zaczynając rozglądać się po pomieszczeniu. Dostrzegając wyjście na taras, od razu ruszyłem w tamtą stronę. Miałem nadzieję, że po prostu sobie nie poszła. I na szczęście tak nie było. Stała oparta o barierkę balkonu, patrząc przed siebie. Uśmiechnąłem się lekko, podchodząc bliżej i po chwili stanąłem obok niej.
-Jak się bawisz?
-Cóż, świetnie. Przyszłam tutaj chłopakiem, który ma mnie kompletnie gdzieś, ale jest super – powiedziała z wyraźnie słyszalnym sarkazmem w głosie. Westchnąłem, kiwając głową i spojrzałem przed siebie.
-Przepraszam. Wiem, odleciałem na trochę, ale potrzebowałem tego. A teraz wróciłem więc może pójdziemy do środka? Chyba że chcesz już wracać?
-Tak już będzie zawsze? – mruknęła zachrypniętym głosem i przysięgam, że miałem wrażenie, że będzie płakać.
-Co masz na myśli?
-To – mruknęła i machnęła rękoma, odwracając się w moją stronę, przez co na nią spojrzałem – Jesteś tu ze mną, ale myślisz o niej. Byłam z Tobą w Kanadzie, ale myślałeś o niej. Robie wszystko żeby Ci pomóc, ale Ty i tak myślisz o niej. I dobrze, wiem że ją kochasz cholernie mocno, ale Justin ja tak nie mogę. Nie potrafię po prostu stać obok kiedy patrzysz jak cudownie wygląda Twoja była. Nie potrafię siedzieć obok Ciebie, nie usłyszeć od Ciebie ani jednego słowa bo nie możesz wyrzucić jej z głowy i ciągle się za nią rozglądasz i patrzysz jak bawi się ze swoim nowym chłopakiem, a ja.. A ja jestem tu tylko po to żeby zobaczyła, że Ty też możesz kogoś mieć. Bo możesz mieć każdą. Chcesz jej to pokazać, dlatego mnie tu zabrałeś, ale ja nie chcę.. Nie chcę. Wiem, że się przyjaźnimy i nie żałuję tego co dla Ciebie zrobiłam, ale nie umiem przebywać z Tobą, wiedząc że myślisz tylko o niej. Bo Cię kocham. Zapewne kocham Cię tak samo mocno jak Ty kochasz ją. I to mnie zabija.
Nie wiem jak się czułem. To było okropne uczucie, ale nie umiem tego opisać. Patrzyłem na dziewczynę, zaciskając swoją szczękę i przetwarzając w głowie jej słowa. Płakała. Miliony łez spływało po jej policzkach kiedy próbowała się uspokoić i je zatrzymać. Ale nie umiała. Cierpiała i ja to widziałem. Była przy mnie cały czas, wspierała mnie i pomagała zawsze. Jak mogłem się nie domyślić? Ona mnie kurwa kocha. Wypuściłem powietrze ustami, przymykając swoje powieki. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Miałem ją przeprosić? Nie, nie mogę jej przeprosić, to nic nie da. Nie chciałem żeby cierpiała. Chciałem żeby była szczęśliwa. Zawsze taka była. A teraz stała tutaj przede mną kompletnie rozbita. I bolało mnie to. Bolał mnie ten widok. Odczułem to w całym swoim ciele. Zapomniałem o wszystkim. Chciałem tylko żeby znowu się uśmiechnęła.
-Wracam do Kanady – szepnęła, pociągając nosem, na co otworzyłem oczy i kiedy chciała się odsunąć, chwyciłem jej nadgarstek.
-Nie, nie wracasz.
-Wracam, Justin. Zdecydowałam. Lecę jeszcze dzisiaj w nocy.
-Zostajesz.
-Nie.
-Zostajesz – warknąłem, patrząc jej w oczy, ale dziewczyna pokręciła przecząco głową, próbując mi się wyrwać – Zostajesz – powtórzyłem szeptem, zbliżając się do niej i przełknąłem cicho ślinę. Cholera, czułem że chcę to zrobić. Nie wiem jak to opisać, ale to nadeszło tak nagle. Tak po prostu. I zanim zdążyłem to przemyśleć, słowa wyleciały z moich ust jak powietrze.
-Zostań moją dziewczyną, Caitlin.
Dziewczyna uniosła na mnie wzrok, będąc kompletnie w szoku i uchyliła wargi, szybko oddychając. Zlustrowała dokładnie moją twarz wzrokiem i po chwili zacisnęła swoją szczękę.
-Robisz to dlatego, że zobaczyłeś jak Emily całuje swojego chłopaka, prawda? Chcesz jej zrobić na złość.
-Nie – pokręciłem od razu swoją głową i spojrzałem jej w oczy, wzdychając ciężko – Fakt, zabolał mnie ten widok, ale to nie jest powodem dlaczego to robie. Robię to bo tego chcę Caitlin. Naprawdę tego chcę. Chcę ruszyć na przód z Tobą. Czeka mnie długa droga, ale chcę spróbować i wiem, że Ty jesteś odpowiednią osobą. Pokazałaś mi to przez ostatni rok – wymamrotałem całkowicie szczerze i położyłem drugą dłoń na jej policzku, ścierając z niego łzy.
-Przysięgasz? Nie chcę cierpieć, Justin..
-Przysięgam. Chcę żebyś została moją dziewczyną, Caitlin.

***

"Bóg wie, że starałam się 
cieszyć z Twojego szczęścia 
Wiedz, że jestem.
Nawet jeśli nie potrafię zrozumieć, zniosę ten ból.
Daj mi prawdę, mi i mojemu sercu
Damy sobie radę
Jeśli ona jest szczęściem, to cieszę się z Twojego szczęścia

Nie chcę być zimną jak kamień, jak kamień
Tak chciałabym coś powiedzieć, lecz to moje pożegnanie."

------------------------------------------------------

OSTATNI ROZDZIAŁ!

Hej! O mój boże.. to ostatni rozdział. Po nim będzie jeszcze tylko epilog.. :( Rozpiszę się pod epilogiem, haha. Kiedy będzie? Cóż, jak będę miała chwilę. Może nawet w tygodniu, ale NIE OBIECUJE.

Przepraszam, że nie było go w tamtym tygodniu, ale szkoła i też często nie było mnie w domu i jakoś tak wyszło.

Jak rozdział? To jeden z najgorszych jakie pisałam. Serio, bardzo męczyłam się z tym rozdziałem i wiem, że będziecie źli za Caitlin, ale cóż.. Tak musiało być. Piszcie wszystko co myślicie w komentarzach bo kocham je czytać!


Kocham was, do następnego (ostatniego) x

5.06.2016

Rozdział 16

https://www.youtube.com/watch?v=ij_0p_6qTss

Rok później

Emily’s pov

To dzisiaj.
Dzisiaj jest rocznica naszego ślubu. Uśmiechnęłam się słabo, patrząc na zdjęcie ślubne, które trzymałam w dłoni. Uśmiechnięci, zakochani, szczęśliwi.. Byliśmy tacy. Ale to się skończyło. Muszę w końcu przestać oglądać jego zdjęcia kiedy jest jakaś rocznica albo jego urodziny czy cokolwiek. Zawsze znajdę powód żeby to robić. Tęsknie za nim. Nie chcę tęsknić, ale tak jest. To już rok od naszego rozstania i powinnam się już przyzwyczaić do tego, że go nie ma, ale prawda jest taka, że ciągle myślę o tym co by było gdyby. Nie da się tak po prostu zapomnieć. Ja nie umiem. Zawsze będę o nim pamiętać. W końcu to miłość mojego życia i jestem pewna, że drugi raz się taka nie zdarzy.

Tęsknie za nim i kocham go nadal. Mimo wszystkich świństw, które mi zrobił. Mimo tego jak bardzo mnie zniszczył. Nadal go kocham. Ale nauczyłam się z tym sobie radzić. Wiem, że tak już będzie zawsze, a ja nie mogę się temu poddać. Nie mogę do niego wrócić, nieważne jak bardzo będę cierpieć bo z nim cierpiałam o wiele bardziej. To smutne, ale prawdziwe.
Nie widziałam Justina od miesięcy. Nie wrócił do Nowego Jorku. Został w Kanadzie z rodzicami i z tego co wiem to kompletnie stoczył się na dno. Tak mówił Thomas. Pojechał do niego razem z Kelsey żeby go z tego wyciągnąć i nic więcej nie wiem bo musiałam z nimi zerwać kontakt. Nie chciałam ciągle żyć jego życiem. To nie tak, że nie bolało mnie to, że Justin znowu wciągnął się w alkohol i narkotyki, ja po prostu nie mogłam od razu do niego polecieć. To był koniec. Ja się z tym pogodziłam i on też musiał. Wierzyłam w to, że sobie poradzi, że będzie silny i w końcu szczęśliwy. Chce tego dla niego. Nie jestem już zła za to co zrobił, jestem po prostu zraniona.

Justin na początku przyjeżdżał do Jasona, oczywiście trzeźwy. Praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy bo mieszkałam wtedy u Carly i ona wszystko załatwiała. Dziecinne? Cóż, może, ale sam dźwięk jego głosu cholernie dużo mnie kosztował. Potem powiedziałam Jasonowi, że Justin musi pracować w Kanadzie, ponieważ wiedziałam, że będzie pojawiał się tu coraz rzadziej. Dzwonił do niego, ale nie było go tutaj od miesięcy. Jason za nim tęsknił. Charlotte też by tęskniła. Gdyby tylko go znała.
Tak, mam córkę. Mamy. Ale Justin o tym nie wie. Przyjeżdżał na początku ciąży, a ja po prostu nie chciałam mu o tym powiedzieć i tak zostało. Może powinnam, a może nie, ale chciałam dbać o dobro moich dzieci. I tak miał szczęście, że nie posłuchałam Carly i nie odebrałam mu praw do Jasona.
Pokręciłam do siebie głową, zaciskając wargi i wstając z łóżka. Musiałam przestać. Przecież to jest koniec. Nie mogę tak żyć cały czas. Trzeba ruszyć do przodu.
Spojrzałam ostatni raz na zdjęcie, przedstawiające szczęśliwą i zakochaną parę, która miała przeżyć razem całe życie, tak sobie obiecywali, ale to „całe życie” szybko się skończyło. Czując piekące mnie oczy, wzięłam głęboki wdech, powstrzymując łzy po czym rozdarłam zdjęcie na pół, a potem na mniejsze kawałki.
To jest koniec.

Justin’s pov

Prawie zapomniałem jak piękny jest Nowy Jork. Te zaludnione ulice, światła, wysokie budynki.. Kiedyś to była moja codzienność, a teraz czuję się jakbym był tu pierwszy raz. Kanada jest zupełnie inna. Nie jest tak zaludniona jak Nowy Jork, a już szczególnie Stratford. Czasem brakuje mi tego zamieszania na ulicach.

Westchnąłem do siebie, podziwiając widoki za oknem, jadąc w samochodzie razem z Thomasem w stronę jego mieszkania. Przyjechałem tutaj żeby spotkać się z Jasonem. Cholernie stęskniłem się za tym małym brzdącem, ale nie mogłem go wcześniej odwiedzać. To bardzo źle na mnie działało. Zawsze po tym ćpałem. I nie, nie z powodu Jasona, ale z powodu Emily. Widząc ją, wszystko wracało. Za każdym razem kiedy czułem się na siłach żeby tam pojechać, wracałem zachlany albo zaćpany. I tak w kółko. Musiałem przestać. Gdyby nie rodzice i Thomas, nadal byłbym w tym stanie, o ile jeszcze bym był. Naprawdę się wtedy staczałem i wiedziałem, że potrzebowałem pomocy, ale nie potrafiłem jej przyjąć. Nie potrafiłem poradzić sobie z tym, że jej już przy mnie nie ma, że odeszła. Odeszła na zawsze.

Od trzech miesięcy nie biorę ani nie piję. Byłem na odwyku. Rodzice byli przy mnie cały czas. Jestem im za to wdzięczny, nie poradziłbym sobie bez nich. Thomas przyjeżdżał tak często jak mógł, aż w końcu został tam na dwa miesiące. Czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie? Przecież wszyscy wiedzą co zrobiłem. Powinni mnie nienawidzić. Tak samo jak ja nienawidzę siebie. Ale oni mnie kochali i wspierali przez cały czas. Oprócz nich, przychodziła do mnie też Caitlin. Tak, ta sama Caitlin, która próbowała spieprzyć mój związek z Emily i ta sama, która była kiedyś moją bardzo dobrą przyjaciółką. I właściwie to chyba nadal jest. Przychodziła do mnie, rozmawiała ze mną, ale nie próbowała ani razu mnie poderwać. Nie ma nikogo i nie wiem czy przeszło jej już wszystko co do mnie czuła, ale naprawdę się zmieniła od ostatniego czasu kiedy ją widziałem. Naprawdę potrzebowałem takich osób jak oni w moim życiu. Nie dałbym rady gdybym ich nie miał.

-Jesteś pewny, że chcesz to zrobić? – z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego przyjaciela więc spojrzałem na niego od razu i pokiwałem powoli, niepewnie swoją głową.
-Muszę się zobaczyć z moim synkiem, Thomas. Wyleczyłem się, nie skończy się to tak jak zawsze – zapewniłem go, przełykając cicho ślinę. Dzisiaj jest ta pieprzona rocznica. Wspomnienia zaczęły przebiegać przez moją głowę, ale starałem się to zignorować. Liczył się Jason i tylko on.
-Emily teraz mieszka sama z tego co wiem, więc przygotuj się na to, że to ona Ci otworzy, a nie Carly.
-Dobrze do cholery, nie jestem dzieckiem – warknąłem, będąc już zirytowany. Okej, rozumiem, że wszyscy się o mnie troszczyli, ale bez przesady. Nie mam 15 lat, tylko 22.
Thomas już się nie odezwał, prawdopodobnie nie chcąc mnie denerwować bardziej. Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. Każdy pochłonięty własnymi myślami. Bałem się, bałem się jak cholera. Miałem zobaczyć mojego synka, którego nie widziałem od miesięcy i miłość mojego życia – kobietę, której nigdy nie przestałem i nie przestanę kochać.
Nie mam pojęcia jak długo jechaliśmy, ale samochód w końcu zatrzymał się na parkingu przed dużym wieżowcem. Wow, spodziewałem się jakiegoś domku czy coś. Zagryzłem dolną wargę, przesuwając wzrokiem po oknach w budynku, zastanawiając się, które należą do Emily. Nie wiem ile tak siedziałem, gapiąc się na budynek, ale stawiam, że długo bo Thomas odchrząknął, patrząc na mnie z uniesionymi brwiami.
-Mieszkanie numer 17.
-Jasne, dzięki – mruknąłem, patrząc przed siebie i wziąłem głęboki wdech, otwierając drzwi i wysiadłem z auta, ruszając powoli do wejścia do bloku.
Przez kilka minut w ciągu których jechałem windą na górę, próbowałem się uspokoić, co w ogóle mi się nie udawało. Im bliżej byłem, tym bardziej byłem zestresowany. Nie wiedziałem nawet co mam powiedzieć. Co zrobię jeśli jej nie będzie? Co jeśli otworzy mi Chris? Pewnie od razu mnie zabiję i wcale mu się nie dziwie. Nie widzieliśmy się od ponad roku, nie miał jeszcze okazji żeby mi przywalić. Co jeśli otworzy mi Jason? Co mu powiem? Nie mam pojęcia, ale chcę odzyskać swojego synka i jego zaufanie. Tym razem go nie zostawię. Nigdy więcej. Wróciłem zdrowy i czysty i zamierzam się nim zająć.
Ding ding.
Winda się zatrzymała na odpowiednim piętrze, a ja zmusiłem się do wyjścia z niej. Rozejrzałem się po korytarzu, aż w końcu mój wzrok zatrzymał się na drzwiach, na których był numerek 17. Za tymi drzwiami są dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Nie mogę uwierzyć, że znowu ich zobaczę. Bałem się, ale chciałem tego. Chciałem zobaczyć Emily. Chciałem wiedzieć, że u niej wszystko w porządku, że jakoś się trzyma. Mam nadzieję, że jest szczęśliwa bo wiem, że ze mną by nie była. Zniszczyłem ją i byłem tego świadomy.

Odrzuciłem wszystkie złe myśli, nie chcąc się złamać właśnie teraz i powolnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi. Wziąłem głęboki wdech kiedy przed nimi stanąłem i zapukałem cicho kilka razy, robiąc po tym krok do tyłu. Serce biło mi jak oszalałe. Czułem się jakby minęła wieczność zanim drzwi powoli się otworzyły. Uniosłem wzrok, a to co zobaczyłem kompletnie zbiło mnie z tropu. Przede mną stała Emily. Tego się spodziewałem, ale nie tego, że będzie trzymać na rękach małą dziewczynkę.. Uchyliłem usta, odwracając wzrok na dziewczynkę i zacząłem się jej przyglądać, czując jak mój oddech się przyśpiesza. Co to miało znaczyć? To jest jej dziecko? A może Carly? Może po prostu zajmuje się dzieckiem Carly.. A co jeśli to jej dziecko? Ale jeśli jej to.. albo kogoś ma albo.. nie, to niemożliwe.
-Justin – mruknęła w końcu Emily i odchrząknęła cicho, patrząc na mnie w szoku – Co tu robisz?
-Przyszedłem.. – mruknąłem, cały czas patrząc się na dziewczynkę, która również na mnie spojrzała i przysięgam, że w jej oczach zobaczyłem swoje. Może jestem chory, ale naprawdę widzę w nich swoje spojrzenie – Co to za dziecko, Emily?
Uniosłem wzrok na dziewczynę i dopiero teraz zauważyłem jak pięknie wygląda. Jej włosy były pofalowane, miała lekki makijaż i czarną sukienkę. Wyglądała jakby miała właśnie wychodzić. Wyglądała przepięknie. Zawsze tak wygląda. Patrzyła na mnie ze strachem, tęsknotą i smutkiem w oczach, a ja miałem ochotę ją objąć i pocałować. Tak cholernie bardzo ją kochałem. Poczułem to w całym swoim ciele. Każda moja część była wypełniona miłością do tej kobiety.
-To jest Charlotte – mruknęła cicho, spuszczając wzrok na dziewczynkę i wzięła głęboki wdech, a ja zmarszczyłem brwi, robiąc krok do przodu.
-Czy to jest.. – urwałem, nie chcąc kończyć, a dziewczyna uniosła na mnie spojrzenie, w którym miałem odpowiedź. Tak. To była nasza córka. Ale dlaczego do kurwy niczego nie widziałem? Ona miała już dobre kilka miesięcy, a ja nie wiedziałem o jej istnieniu? Dlaczego?
-Wiem o czym myślisz – westchnęła dziewczyna, wzruszając ramionami i zrobiła krok do tyłu, przez co wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi – Nie mogłam Ci powiedzieć i sam dobrze wiesz dlaczego. Może powinnam, ale czułam, że tak będzie dla niej lepiej. Nie sądziłam, że jeszcze Cię zobaczę.
-Sądziłaś, że prędzej spotkamy się na moim pogrzebie, co? I dlatego nie powiedziałaś mi o dziecku? – warknąłem zdenerwowany, na co dziewczyna uniosła brwi do góry i prychnęła.
-Jak sobie chcesz. Jason jest u siebie i ogląda bajki więc jeśli do niego przyjechałeś to możesz do niego iść, ale tylko na chwilę. Lepiej przychodź w dzień.
-Jak sobie chcesz – burknąłem, naśladując ją i zacisnąłem wargi po czym spojrzałem na Charlotte i przełknąłem cicho ślinę – Mógłbym..
-Tak. W końcu to Twoja córka – mruknęła cicho, nie patrząc na mnie i podała mi dziewczynkę, a ja chwyciłem ją bezpiecznie i uśmiechnąłem się mimowolnie, patrząc na nią. Była piękna. Jak jej mamusia. Po dłuższym przyglądaniu się jej stwierdziłem, że była idealnym połączeniem nas. Zawsze chciałem mieć córkę i nie wierzę, że w końcu ją mam. Żałuję, że tak późno się o niej dowiedziałem, ale jestem szczęśliwy, że w ogóle. Mam dwójkę dzieci. Cholera. Nie potrafiłem oderwać wzroku od Charlotte i nie reagowałem nawet na trzask drzwi. Dopiero znajomy głos, wyrwał mnie z podziwiania mojej córeczki.
-Tato? Co tutaj robisz? Wróciłeś z pracy? – wymamrotał Jason, a ja poczułem mocne ukłucie w sercu kiedy na niego spojrzałem. Jak on urósł. Cholernie za nim tęskniłem.
-Można tak powiedzieć.. Przyjechałem Cię odwiedzić.
-Nas. Teraz jest nas dwoje – zachichotał, podbiegając do mnie i przytulił się do moich nóg, na co uśmiechnąłem się słabo, kucając i jedną ręką objąłem chłopca, wtulając się w niego.
-Bardzo za tobą tęskniłem – szepnąłem do jego ucha i przełknąłem z trudem ślinę, czując łzy w oczach, ale szybko je powstrzymałem, nie chcąc żeby ktokolwiek zobaczył jak słaby jestem i jak bardzo nadal cierpię.

Po kilkunastu minutach rozmowy z Jasonem, chłopiec zaprowadził mnie do pokoju Charlotte gdzie położyłem dziewczynkę do łóżeczka, ponieważ zasnęła. Uśmiechnąłem się słabo, patrząc na nią i przykryłem ją kołderką, a Jason westchnął cicho, stojąc obok mnie. Byłem szczęśliwy, że nie był na mnie zły. Ja na jego miejscu bym był i to cholernie. Ale Jason nie jest taki jak ja. Na szczęście.
Kiedy wyszliśmy z pokoju dziewczynki, Emily kazała iść Jasonowi się myć więc się z nim pożegnałem po czym ruszyłem do przedpokoju. Dopiero wtedy zobaczyłem, siedzącą na kanapie Carly. Patrzyła na mnie z nienawiścią i złością w oczach, na co przewróciłem oczami. Ta dziwka już zawsze będzie mnie wkurwiać.
Poprawiłem swoją kurtkę, a Emily słysząc dzwonek do drzwi, podeszła do nich i otworzyła je, wpuszczając do środka młodego mężczyznę. Zmarszczyłem brwi, przyglądając się mu. Miałem wrażenie, że już go gdzieś widziałem. I byłem tego pewny kiedy chłopak na mnie spojrzał. Od razu mnie poznał. Jeszcze nie wiem skąd się znamy, ale znamy się na pewno.
-Hej, Emily. Gotowa? – mruknął, odwracając na nią wzrok i posłał jej słodki uśmiech, całując jej policzek. Chyba sobie kurwa żartował.
-Tak. Możemy iść – szepnęła, zagryzając wargę i pokiwała głową, po czym spojrzała na Carly – Dzięki, Carls. Odwdzięczę się.
-Nie ma za co. Tylko bądźcie grzeczni – zawołała z szerokim uśmiechem, prawdopodobnie chcąc zrobić mi na złość. I chyba jej się udało.
-Postaramy się – zanucił chłopak, na co Emily od razu uderzyła go w ramie, odwracając wzrok na mnie, a widząc moje wściekłe, zazdrosne i zawiedzione spojrzenie, westchnęła smutno.
-Możesz ich zabrać jeśli będziesz chciał, tylko najpierw mnie uprzedź – wymamrotała i po tych słowach wyszła z chłopakiem, obejmującym ją w pasie.
Stałem, wpatrując się w zamknięte już drzwi i niedowierzając w to co zobaczyłem. Chociaż sam sobie się dziwiłem, czego nie rozumiałem. Minął rok. Zraniłem ją. Miała prawo ruszyć do przodu. To cholernie bardzo bolało. Emily ruszyła na przód. Zapomniała o mnie. Układa sobie życie na nowo. Czy nie tego chciałem? Nie, kurwa nie chciałem. Miałem nadzieję, że mi wybaczy. Chciałem ją dzisiaj przeprosić, wyjaśnić.. Teraz już nie ma czego wyjaśniać. Ona jest szczęśliwa. Ruszyła od przodu ze swoim życiem. Teraz jest moja kolej. Nie mogę ciągle stać w miejscu i myśleć o niej. Też muszę ruszyć do przodu. I właśnie to zamierzam zrobić.

***

"Poczułam, że przecież go znam
znam jego serce i wiem, że nie zraniłby mnie
Ale nie zdałam sobie sprawy, że czucie się tak pewnie
czucie się tak świetnie z samą sobą, może być całkowicie
zniszczone
Przez jedną rzecz, przez taką głupotę
Ale potem dajesz mi odczuć jakbym była obłąkana, jakby to była moja wina.
Cierpiałam.
Łóżko staję stygnie, a Ciebie nie ma
Przyszłość, której się trzymamy jest tak niepewna
Ale nie ożyję póki nie zadzwonisz
I liczę na szansę mimo wszystko

Zachowaj swoje rady, bo nie chcę ich słuchać
Możesz mieć racje, ale mnie to nie obchodzi
Jest milion powodów, dla których powinnam z Ciebie zrezygnować
Ale serce chce, tego czego chce.
Oto współczesna bajka
Brak szczęśliwego zakończenia, nie ma wiatru w naszych żaglach
Ale nie mogę sobie wyobrazić życia bez
Chwil zapierających dech w piersiach, powalających mnie."

-------------------------------------------------

Hej wszystkim! Udanego ostatniego (W KOŃCU) miesiąca nauki!!

To już jeden z ostatnich rozdziałów. Zbliżamy się do końca cholernie bardzo. Dzisiaj długi cytat, ale nie umiałam wybrać jednego momentu z tej piosenki bo ona cała opisuje to co czuje Emily jak i to co czuje Justin.


Nie rozpisuję się bo muszę wracać do nauki, ale mam nadzieję, że spodobał wam się rozdział. Piszcie w komentarzach! :)